2025-08-06
Zaczęły się prawdziwe puchary
Lech przegrał w Poznaniu 1:3 z Crveną zvezdą Belgrad w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. Nastąpił moment, który nastąpić musiał.
Dzień przed środowym meczem odpaliłem komputer i trafiłem na kolejny tekst z cyklu, o którym wcześniej wspominałem, który piał w tytule (za: przegladsportowy.onet.pl): „Znakomity wynik dla Polski!” O jaki mecz chodziło? O ten, w którym czeska Viktoria Pilzno przegrała ze szkockim Rangers FC 0:3. Co wspólnego ma ten wynik z polską piłką?
Otóż, jeśli dobrze zrozumiałem, miłośnikom wiary w jej potęgę marzy się wyprzedzenie Czech zajmujących dziesiątą pozycję w klubowym rankingu UEFA, by dzięki temu otrzymać bezpośredni awans do Ligi Mistrzów bez konieczności gry w kwalifikacjach.
Uznaję to za kulminacyjny moment szaleństwa związanego ze zliczaniem małych punktów we wspomnianej kwalifikacji, czym od pewnego czasu zachłysnęli się moi rodacy. Naprawdę trzeba wyłączyć wszelkie hamulce, by tak uwierzyć w siłę polskiej klubowej piłki.
„Cieszę się z osiąganych wyników, ale jednocześnie zastanawiam jak rodzime drużyny zaprezentują się z silniejszymi rywalami. Z całym szacunkiem dla ich wyników jako niereformowalny realista muszę stwierdzić, że w lipcu w kwalifikacjach europejskich pucharów nie grają jeszcze ci, którzy w piłkę naprawdę grać potrafią”.
No i skończył się lipiec, zaczął nowy miesiąc i już pierwszy polski zespół musiał zagrać z tymi, którzy naprawdę w piłkę trochę grać potrafią. Nastąpił więc moment, który nastąpić musiał – brutalna weryfikacja marzycielskiej wiary w sukcesy w pucharach na bazie wspomnianego rankingu. Bo za taką należy uznać wynik Lecha w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Niestety zgodnie z przewidywaniami Crvena zvezda okazała się drużyną o znacznie większym potencjale, wygrywając w Poznaniu 3:1.
Choć był w tym meczu fragment, gdy naprawdę uwierzyłem, że mistrz Polski może zdoła nawet pokonać bardziej doświadczonych i ogranych w europejskich rozgrywkach rywali. Nie minęło nawet dziesięć minut, gdy przegrywał, jednak z każdą następną minutą grał lepiej i zdołał wyrównać po pięknej bramce Michaela Ishaka – uderzeniu piłki prostym podbiciem z powietrza. Druga część pierwszej połowy była najlepszym okresem gry, prowadzonej na dużej intensywności, Lecha w tym sezonie.
I ta intensywność chyba go dobiła, bo po przerwie wyraźnie przysiadł, stracił dwie kolejne bramki i przegrał. Można piłkarzom z Poznania powiedzieć przekornie, że właśnie zaczęły się dla nich prawdziwe europejskie puchary, w których podniecanie się na wyrost rankingiem UEFA już do niczego nie prowadzi.
▬ ▬ ● ▬