Z polskiej piłki da się żyć!

Fot. Trafnie.eu

Rozpoczęło się zimowe okno transferowe. Na razie ciekawych informacji o naszych orłach brak. Poza tą, że o jednego kłóci się dwóch agentów…

Wystarczy prześledzić pierwsze informacje pojawiające się na początku okresu transferowego. Najbardziej optymistyczna jest taka, że nadal oficjalnie nie wiadomo co po zakończeniu sezonu stanie się z Robertem Lewandowskim.

Piłkarz oficjalnie odmawia wszelkich komentarzy. Dlatego nadal oficjalnie nie wiadomo, że będzie grał w Bayernie Monachium. Nadal oficjalnie nie wiadomo, że podpisze czteroletni kontrakt. I nadal oficjalnie nie wiadomo, że będzie zarabiał rocznie 11 milionów euro.

A dlaczego niby optymistyczna informacja? Bo będzie się można nią jeszcze trochę podniecać. Lewandowski na razie sprzedaje się świetnie. Nawet Lewandowski z zagadką, której rozwiązanie wszyscy znają już lepiej niż jej treść. Jak się nie ma co się lubi, to…

Teraz szara rzeczywistość polskiej piłki. Przeczytałem w „Fakcie”, że dwóch (zagranicznych) agentów bije się o bramkarza Wisły Kraków Michała Miśkiewicza. Nie mam najmniejszego zamiaru zagłębiać się w przedstawiane argumenty. Bez względu na ich racje wiem jak to się najpewniej skończy. Miśkiewicz zostanie opchnięty tam, gdzie uda się go wcisnąć. W mediach pojawią się tytuły (moje ulubione!) z wykrzyknikiem, obwieszczający kolejny sukces transferowy. Jedyne jakie „odnosi” polska piłka. Jeszcze może wywiad z agentem zawodnika, czyli tym, który wykoleguje drugiego.

Oczywiście ani słowa, czy to odpowiedni klub dla Miśkiewicza. A później dowiem się, tak jak teraz w przypadku Łukasza Skorupskiego, że ma szansę „zadebiutować w oficjalnym meczu Romy”. Żeby nie było wątpliwości, Skorupski w Romie jest już od pół roku...    

Perypetie Miśkiewicza kojarzą mi się z podobnymi Bartłomieja Pawłowskiego. Różnica jest taka, że latem o to kto ma przytulić kasę kłóciły się dwa kluby, a teraz dwaj agenci. W efekcie piłkarz określany jako jeden z najbardziej utalentowanych w tym kraju, ma do niego wrócić i znów grać w Widzewie. Właśnie o tym przeczytałem, nawet nie pamiętam gdzie.

Żart? Nie. Żartem był jego transfer do Malagi, przed którym ostrzegałem. Na żart, choć mało śmieszny, zakrawają wszystkie bzdury jakie napisano i wygadywano gdy sprzedawano go do Hiszpanii.

Nieudane transfery stają się polską specjalnością. Pytanie tylko – nieudane dla kogo? Raczej nie dla agentów, bo ci zawsze wypływają na powierzchnię. Jak świetnie potrafią sobie radzić pokazał tekst w „Przeglądzie Sportowym” o Radosławie Osuchu, który z Zawiszy Bydgoszcz zrobił rodzinny interes. Rozpowiada na prawo i lewo, że nie jest już agentem, tylko stał się zbawicielem klubu. Żonę zrobił prezesem, jego agencyjne interesy przejął syn, a on Zawiszę, którego finansują głównie władze Bydgoszczy. Pan właściciel natomiast zadłuża go w swojej firmie.

Już dawno pozbyłem się wszelkich złudzeń co do Osucha, choć ostatnio nawet go… pochwaliłem. Nadal chwalę, że przeciwstawił się bandytom, choć przyznaję - byłem naiwny myśląc, że kierował się interesem przede wszystkim klubu. Po prostu dbał o rodzinny biznes.  

Bo z polskiej piłki naprawdę da się wyżyć. I to świetnie. Wcale nie są do tego potrzebne zwycięstwa reprezentacji…      

▬ ▬ ● ▬