Uboczny efekt VAR i pozornie szalony pomysł

Fot. Trafnie.eu

We wtorek i środę odbyła się inauguracyjna kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów. Niespodziewanie jej bohaterem został pewien norweski nastolatek.

Nazywa się Erling Braut Haaland i jest mocno związany z... Polską. A to dlatego, że w maju ustanowił trudny do pobicia rekord, strzelając dziewięć bramek w meczu mistrzostw świata do lat dwudziestu rozegranym na stadionie w Lublinie, co na zawsze pozostanie istotnym elementem jego piłkarskiej biografii.

Reprezentacja Norwegii pokonała wtedy Honduras aż 12:0, a jeden z rodaków Haalanda zasugerował, że spotkanie musiało być ustawione. Dziewiętnastoletni napastnik we wtorek udowodnił, że żadne pozaboiskowe kombinacje nie są mu potrzebne, by seriami zdobywać bramki. W pierwszym meczu Red Bull Salzburg w Lidze Mistrzów zaliczył hat-tricka, a jego drużyny pokonała belgijski Genk aż 6:2.

Najciekawszy był moment zdobycia przez Haalanda trzeciej bramki, Zamiast szaleć ze szczęścia, dał wyraźny znak kolegom, by się uspokoili, wykonując dłońmi charakterystyczne ruchy łatwe do zrozumienia. Wydawało mu się, że choć trafił do siatki, to ze spalonego. Dlatego spojrzał na sędziego liniowego i radził wstrzymać się z radością.

Oto nowy element zachowania zawodników podczas meczu. Można go nazwać „ubocznym efektem VAR”. Czyli lepiej poczekać z radością po strzelonej bramce, zanim sędzia oficjalnie jej nie uzna. Bo gdy się człowiek na próżno nacieszy, może go to niepotrzebnie sfrustrować, co najszybciej zrozumiał młodziak z Norwegii, który nie miał dotąd za wiele okazji, by cieszyć się z bramkowej zdobyczy w dorosłym futbolu. Widać zawczasu uznał, że nie warto tracić na próżno energii.

Sędzia ostatecznie trzecią bramkę Haalandowi uznał, więc mógł poszaleć ze szczęścia. Zaliczyć hat-tricka w debiucie w Lidze Mistrzów w wieku dziewiętnastu lat to nie lata wyczyn. Nawet biorąc pod uwagę, że goście z Belgii pomagali jak mogli piłkarzom austriackiego zespołu w zdobywaniu kolejnych goli.

Haalanda trochę z tej okazji poniosło, więc udzielając po meczu wywiadu stwierdził (za: uefa.com):

„Wszyscy w ubiegłym sezonie oglądaliśmy Ajax. Byłoby wspaniale stać się nowym Ajaksem”.

Chyba się za bardzo rozmarzył. No, ale życzę mu powodzenia w realizacji ambitnych planów.

Szlagierem pierwszej kolejki Ligi Mistrzów miało byś starcie gigantów: Paris Saint-Germain - Real Madryt. Zwycięstwo 3:0, czyli lekkie, łatwe i przyjemne odniosła drużyna z Paryża. Zastanawiająco łatwe biorąc pod uwagę potencjał i aspiracje gości z Hiszpanii. Zaskakujące były fragmenty gry, gdy paryżanie utrzymywali się przy piłkę, jak długo chcieli. Trudno znaleźć usprawiedliwienie dla występu Realu w nieobecności Sergio Ramosa. Na pewno sporo dla niego znaczy, ale nie nie aż tyle, by bez niego był całkowicie bezradny, jak w środę w Paryżu. 

Zadziwiające jest jeszcze coś innego. Otóż Paris Saint-Germain wystąpił bez trójki swoich asiorów – Neymara, Kyliana Mbappé i Edinsona Cavaniego. Ich brak był zupełnie niewidoczny. Powiedziałbym nawet, że drużyna grała znacznie płynniej i skuteczniej niż wcześniej bywało z ich udziałem. Grała jak prawdziwa drużyna! Może więc kluczem do jej sukcesu, choćby wymarzonego triumfu w Lidze Mistrzów, jest pozbycie się całej trójki za ciężkie pieniądze?

▬ ▬ ● ▬