Tytaniczna buta

Szykują się spore zmiany w Bayernie Monachium. Nie w kadrze drużyny jednak, ale w najwyższym kierownictwie. Nie są specjalnym zaskoczeniem, ale…

Nie tylko niemieckie media cytują informację podaną przez „Bilda”, że Uli Hoeness, czyli jeden z moich ulubionych ulubieńców, ma wkrótce przestać szefować bawarskiemu klubowi. To znaczy w listopadzie nie będzie ubiegał się o reelekcję. 

Trudno uznać informację za zaskakującą, mimo że dotyczy człowieka kierującego Bayernem przez czterdzieści lat. Z małą przerwą, gdy został wsadzony za kratki za oszustwa podatkowe. Nie byłem tym faktem specjalnie zmartwiony, bo gdy jakiś obłudny król arogancji pouczający wszystkich dostaje bolesną nauczkę, można przynajmniej przez chwilę pomyśleć, że sprawiedliwość w końcu każdego dopadnie. Refleksja trochę naiwna, biorąc pod uwagę otaczający nas paskudny świat, ale warto przynajmniej przez moment spróbować się pooszukiwać zasłaniając szlachetnymi przesłankami.

Informacja o Hoenessie podparta jest inną o prawdopodobnym zastąpieniu drugiego szefa Bayernu, czyli Karla-Heinza Rummenigge, przed byłego bramkarza Olivera Kahna. To też żadna niespodzianka, bo pierwsze wzmianki o prawdopodobnej zmianie pojawiły się już w marcu.

W związku z tym ciekawe wydają mi się dwie kwestie. Po pierwsze, jak zmieni się wizerunek i sposób kierowania klubem, gdyby obie informacje się potwierdziły? Wydawało mi się, że większej buty w traktowaniu reszty świata przez Bayern, jak za rządów Hoenessa, być nie może. Jednak zdecydowanie zaczynam się z takiego stanowiska wycofywać.

Najmądrzejszy na świecie Uli wydaje się być w miarę miłym facetem w porównaniu z Kahnem. Wystarczy, że na tego drugiego spojrzę, a odnoszę wrażenie, że mógłby wystartować, z wielkimi szansami na zwycięstwo, w konkursie na najbardziej antypatyczną postać współczesnej piłki.

Jeszcze gorzej jest gdy się odezwie, bo bije z niego większa buta. Choć z drugiej strony lepiej walczyć z nim na słowa, niż w sensie dosłowny. Gdy był bramkarzem, w jednym meczu Bundesligi z Borussią Dortmund próbował ugryźć Heiko Herrlicha, a potem jeszcze staranować wyprostowaną nogą Stephane Chapuisata. Powinien dostać dwie czerwone kartki, a nie dostał nawet żółtej!

Moje pierwsze skojarzenie z Kahnem wiąże się z finałem mistrzostw świata w 2002 roku w Jokohamie. Niemcy przegrali z Brazylią 0:2, a jego jeszcze przed meczem wybrano najlepszym piłkarzem turnieju. Potem zaliczył strasznego „klopsa” wypluwając piłkę po strzale Rivaldo prosto pod nogi Ronaldo (tego prawdziwego), który zdobył prowadzenie. To był kluczowy moment meczu decydujący o porażce drużyny niemieckiego bramkarza noszącego pseudonim „Tytan”. Sam tak siebie nazywa na własnej stronie internetowej.

Finał w Japonii stanowi dla mnie idealną ilustrację całej jego kariery – mnóstwo tytułów i wyróżnień, choć wiele chyba ponad miarę dla zawsze trochę przyciężkawego i klocowanego bramkarza, który niczym czołg zbyt dużej prędkości rozwinąć nie potrafił.

Jakim będzie szefem klubu? Na pewno szalenie ambitnym i już odpowiednio wyedukowanym. Z uznaniem podchodzę do jego osiągnięć po zakończeniu kariery. Potrafił skończyć studia związane z zarządzaniem, zostając magistrem ekonomi.

Nie mam wątpliwości, że przy pierwszej okazji zacznie pouczać cały piłkarski świat z jeszcze większą gorliwością, wręcz tytaniczną, niż wcześniej Hoeness. Bo przecież obaj należą do gatunku butni-nieomylni.

I druga intrygująca mnie kwestia – jak ułożą się stosunki Kahna z Robertem Lewandowskim? W ubiegłym roku, jako telewizyjny ekspert, był bezwzględny dla polskiego napastnika po porażce Bayernu z Realem Madryt (za: wp.pl):

„W wielkich meczach nie daje drużynie tego, czego wszyscy oczekują”.

Jedno jest pewne – stare czy nowe kierownictwo Bayernu nie pozwoli się nikomu znudzić tym klubem.

▬ ▬ ● ▬

Höness