Typowe bicie piany

Fot. Trafnie.eu

Przyrzekłem sobie, że trzeci raz z rzędu o wywiadzie Roberta Lewandowskiego na pewno pisał nie będę. No bo ile można? Mam zamiar dotrzymać słowa, ale...

Ten wywiad został już przewałkowany, przemielony, przeorany na wszystkie możliwe i niemożliwe sposoby. Zastanawiam się o czym byśmy dyskutowali przed najbliższymi spotkaniami reprezentacji, gdyby go nie udzielił? Do końca nie wiem, ale wiem za to jaki temat został zupełnie zapomniany.

Obejrzałem w telewizji program poświęcony przygotowaniom do meczów z Wyspami Owczymi i Albanią. Padło w nim między innymi pytanie, czy jeśli w tym pierwszym nie będzie zwycięstwa, należy już pogonić trenera Fernando Santosa? Od razu przypomniałem sobie za co został pogoniony jego poprzednik, Czesław Michniewicz. Jednym z najważniejszych zarzutów dotyczący pracy selekcjonera był ten odnoszący się do stylu gry. Podobno podczas finałów mistrzostw świata w Katarze na reprezentację Polski nie dało się patrzeć.

Rzucono wtedy hasło, które od początku konsekwentnie obśmiewałem:

„Jakieś bezrefleksyjne majaczenia o konieczności bardziej ofensywnej gry, jakby do tego wystarczyło pstryknąć palcami, bez oglądania się na klasę rywali”.

Dodam - puste hasło, które zaczęło żyć własnym życie, bowiem:

„Nikt nie zadaje sobie trudu zgłębienia tematu, bo po co. Mogłoby się wtedy szybko okazać, że to mocno nadmuchana teoria, którą łatwo obalić. Nie ma takiej potrzeby, skoro dzięki temu można zwiększyć klikalność. I tak się wszystko kręci”.

Temat wrócił na chwilę w czerwcu po towarzyskim... (za: przegladsportowy.onet.pl):

„W meczu z Niemcami oddaliśmy jeden strzał celny na bramkę rywali i ten strzał zadecydował o naszej wygranej. Całkowity bilans strzałów to 2:26, posiadanie piłki to ponad 70 proc. na korzyść naszych rywali i to mówi bardzo wiele o przebiegu tego spotkania. Niemcy grali w piłkę, nam udało się wkopać ją do bramki.

O ile w pierwszej połowie próbowaliśmy jeszcze dojść do sytuacji podbramkowych, to w drugiej głównie broniliśmy się na własnej połowie. Wyglądaliśmy trochę jak za czasów Czesława Michniewicza z mundialu w Katarze. Nie oszukujmy się, PZPN zatrudniał za ciężkie pieniądze Fernando Santosa, czołowego portugalskiego trenera, po to, byśmy byli w stanie nawiązać równorzędną walkę z dobrymi europejskimi ekipami. Poza korzystnym wynikiem nie było mowy o żadnej równorzędnej walce. Zamiast kontrolowania gry choć krótkimi okresami była tzw. laga, czyli długa piłka do napastników i zobaczymy, co z tego wyniknie”.

Dlaczego o tym znów przypominam? Bo temat „bardziej ofensywnego stylu gry”, wałkowany jeszcze pod koniec ubiegłego i na początku obecnego roku niczym teraz wywiad Lewandowskiego (jeśli ktoś uważa, że przesadzam, niech sprawdzi), poszedł zupełnie w zapomnienie. Absolutnie nikt już o tym nie pamięta, nikt o to nie pyta! Okazał się więc typowym biciem piany, co we współczesnych mediach i polskim futbolu, nie jest niestety niczym niezwykłym.

A z całą pewnością sześć punktów w meczach z Wyspami Owczymi i Albanią każdy wziąłby w ciemno z pocałowaniem ręki, nawet gdyby polska reprezentacja miała grać tak, że „nie dało się tego oglądać”.

▬ ▬ ● ▬