Tylko krok od katastrofy

Ostatnia kolejka Premier League wyłoniła trzeciego spadkowicza. Został nim, zgodnie z przewidywaniami, zespół Hull City. Ciekawe jest jednak co innego.

Hull musiał pokonać Manchester United, by jeszcze o czymś marzyć, a tylko bezbramkowo zremisował. Nawet gdyby mu się udało, potrzebna była także strata punktów przez Newcastle United. Ale drużyna z północnej Anglii wygrała u siebie z West Ham United 2:0 i została w lidze. W odróżnieniu od Hull City warto się nią zająć nieco dłużej. I wcale nie dlatego, że uratowała się przed degradacją. Przede wszystkim z powodu tego, że musiała walczyć o utrzymanie.

Newcastle opisywane jest jako mało ciekawe szare robotnicze miasto. Z tą szarością to trochę przesada. Byłem, więc mogę zaświadczyć. Widziałem wiele mniej ciekawych miejsc, wpływających na człowieka bardziej depresyjnie. A jeśli ktoś interesuje się futbolem, od razu stanie się dla niego bardzo atrakcyjne. Wszystko za sprawą klubu Newcastle United. W miejscowym teatrze wystawiano nawet kiedyś sztukę mu poświęconą!

Stadion St James' Park znajduje się w samym centrum miasta. Jeśli ktoś lubi pompatyczne porównania, jest niczym piłkarska katedra. To jeden z największych obiektów w Premier League, mieści 52 405 widzów. Logiczne, że taki duży, bo Newcastle United ma mnóstwo kibiców, którzy swój klub kochają nad życie, tłumnie więc chodzą na jego mecze. Ostatnio frekwencja trochę spadła. Nie dlatego jednak, by mniej go kochali. To raczej wyraz protestu, bo nie podoba się im, co w tym klubie się dzieje.

Uważają, że nie jest stworzony tylko do gry w Premier League. Największym sukcesem Newcastle United było zdobycie Pucharu Miast Targowych, a także (sześć razy) Pucharu Anglii. Ale to było bardzo, bardzo dawno. W latach dziewięćdziesiątych drużyna była dwa razy wicemistrzem Anglii, grała też trzy razy w Lidze Mistrzów. Jednak w 2009 roku przytrafił jej się spadek z ekstraklasy. Wróciła już po roku. To jednak kibicom nie wystarcza. Nie chcą już dłużej oglądać pleców rywali walczących o trofea w angielskiej piłce. Chcą sami się z nich cieszyć.

Ofiarą frustracji kibiców w tym sezonie padł menedżer drużyny Alan Pardew. Gdy po słabym sezonie znalazła się w strefie spadkowej, zażądali pogonienia go z klubu. Zapomnieli, że przed trzema laty to właśnie on finiszował z Newcastle United na piątym miejscu w Premier League, został wybrany menedżerem sezonu. No, ale teraz im się nie podobał, był winny porażek. Pokazywali mu drzwi.

Właściciel klubu jednak się nie ugiął. Pardew pozostał w Newcastle i szybko zaliczył serię zwycięstw, wyprowadzając drużynę w bezpieczną strefę w środku tabeli. Wtedy sam postanowił odejść. Objął Crystal Palace, znów szybko zaliczając serie dobrych wyników i pewnie utrzymując zespół w Premier League. W bardzo krótkim czasie ponownie udowodnił kibicom z Newcastle, że nie jest takim nieudacznikiem, za jakiego go uważali. A oni chyba zaczęli za nim tęsknić, bo drużyna grała fatalnie. Dopiero w ostatnim meczu zapewniła sobie pozostanie w Premier League. Nie tak miało być!

Sympatycy Newcastle United wyładowują swoją wściekłość na właścicielu klubu Mike Ashleyu. Założyli nawet stronę internetową AshleyOut.com, na której udowadniają, że odkąd przejął klub, zaczął się zjazd po równi pochyłej. Trudno odmówić im racji, bo w zakończonym sezonie drużyna była tylko krok od katastrofy i spadku z ligi.

Klub teoretycznie ma potencjał, by stać się jednym z najsilniejszych w Anglii. Na razie stanowi jednak dla wszystkich przestrogę. Okazało się, że jak się zaczyna przy nim za bardzo majstrować, nieważne, czy z pozycji trybun, czy gabinetu prezesa, dobrze się to nie może skończyć.

Trzeba wszystko perfekcyjnie poukładać i wtedy zaczynają się... schody. Nikt z dziewiętnastu rywali w lidze nie odda punktów tylko dlatego, że ktoś ma oddanych kibiców czy kilka pucharów sprzed lat na koncie. Jak się marzy o potędze, trzeba ją budować mądrze i wytrwale. Mam nadzieję, że w Newcastle zrozumieją to przed nowym sezonem.

▬ ▬ ● ▬