Tylko jedno zastrzeżenie

Poznaliśmy pierwszego z trzech triumfatorów europejskich rozgrywek pucharowych w kończącym się sezonie. W Sewilli odbył się finał Ligi Europy.

To drugi co do ważności z europejskich pucharów, nazywany tylko ligą. Dla mnie wymarzonym meczem byłyby derby Sewilli w finale na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán. Obie miejscowe drużyny, Sevilla FC i Real Betis Balompié, dotarły do fazy 1/8 finału tych rozgrywek, ale niestety odpadły.

Jak to w piłce bywa, nieszczęście jednych, jest szczęściem drugich. Dlatego w środowy wieczór zamiast nich do walki stanął szkocki Rangers FC i niemiecki Eintracht Frankfurt. Dla obu klubów mecz był wyjątkowym wydarzeniem, bowiem występy w finałach pucharów to dla nich prawdziwe święto, bez najmniejszej przesady. Rangersi zdobyli jedyne trofeum w sezonie 1971/72 za zwycięstwo w nieistniejących już rozgrywkach Pucharu Zdobywców Pucharów, pokonując w decydującym meczu w Barcelonie Dynamo Moskwa 3:2. Potem grali jeszcze w finale Pucharu UEFA, ulegając w 2008 roku w finale w Manchesterze Zenitowi Sankt Petersburg 0:2.

Eintracht przed środowym meczem też miał na koncie tylko jedno trofeum - Puchar UEFA zdobyty w 1980 roku po dwóch finałowych meczach (taki obowiązywał jeszcze wtedy system) z Borussia Mönchengladbach. Najpierw przegrał z rywalem z Bundesligi na wyjeździe 2:3, wygrywając w rewanżu 1:0. Puchar zagwarantował mu więc zniesiony niedawno przepis o większej liczbie bramek zdobytych na wyjeździe.

Warto jeszcze wspomnieć, że Eintracht miał też bardzo silna drużynę w drugiej połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. W sezonie 1959/60 awansował do finału Pucharu Mistrzów, by rywalizować z Realem Madryt. Przegrał na Hampden Park w Glasgow 3:7. Mecz, który oficjalnie obejrzało 127 621 widzów (!), jest uznawany jako jeden z najwspanialszych finałów w historii piłkarskich rozgrywek pucharowych. Trudno było jednak marzyć o zwycięstwie, skoro dla drużyny z Madrytu bramki zdobywali tacy legendarni dziś zawodnicy jak Alfredo Di Stéfano (trzy) i Ferenc Puskás (cztery)…

To było dawno, bardzo dawno. Dziesięciolecia dzieliły też oba kluby od ich jedynych pucharowych triumfów. Dlatego tak ważny był dla nich środowy finał w Sewilli. Za wszelką cenę wygrać, bo nie wiadomo ile trzeba będzie czekać na kolejny.

Eintracht miał wyraźną przewagę, ale to Rangersi wykorzystali błąd defensywy rywaliobejmując prowadzenie zaraz po przerwie. Drużyna z Frankfurtu szybko wyrównała, a więcej bramek już nie padło, także w dogrywce. W rzutach karnych Eintracht wygrał 5:4.

Nie cierpię, gdy finały kończą się serią karnych. Uważam, że to nie do końca sprawiedliwa forma rozstrzygnięcia zmagań całego sezonu, ale nic mądrego nie ma do zaproponowania w zamian. I to chyba moje jedyne zastrzeżenie do tego meczu. Bo naprawdę trudno się było nudzić oglądając finał w Sewilli. Twardy, zacięty, ale nie brutalny i wyczuwalne niewiarygodne zaangażowanie piłkarzy obu drużyn, z których każdy nie pozostawiał wątpliwości, że gra mecz życia.

I do tego fantastyczne trybuny żyjące cały czas. Stadion oczywiście pełny. Kibice z Frankfurtu na biało, ci z Glasgow (chyba w przewadze) na niebiesko. I jednych, i drugich było na stadionie znacznie więcej niż biletów oficjalnie przydzielanych przez UEFA dla obu klubów. Musieli więc zdobywać je na czarnym rynku. Nawet jak (przypuszczam) sporo przepłacili, na pewno nie żałują. Jeśli tylko kogoś stać, warto wydać każde pieniądze, by taki mecz przeżyć, by go później wspominać.

▬ ▬ ● ▬