Tylko dla cwaniaków!

Jedno wydarzenie budzi od niedzieli oburzenie albo rozbawienie. Wydaje się, że obie reakcje są trochę na pokaz, tak jak i działania jego głównych aktorów.

Chodzi o mecz, który miał się odbyć w niedzielę, ale się nie odbył. To fakt. Interpretacja, czy powinien się odbyć, czy nie, stanowi dla mnie wręcz przykład „wzorcowego” podejścia do współczesnego futbolu. Bez względu na to, czy ktoś nazwał to absurdem, farsą czy skandalem.

Juventus miał spotkać się w Turynie z Napoli, co reklamowano jako szlagier kolejki w Serie A. Goście jednak nie dojechali. Gospodarze czekali na nich na stadionie, teoretycznie gotowi do gry, regulaminowe czterdzieści pięć minut. Czekali, choć wiedzieli, że ci na pewno się nie pojawią, bo nie wyruszyli nawet na mecz z Neapolu.

W dużym skrócie – szefowie Napoli podjęły decyzję o pozostaniu w domu, ponieważ lokalne władze sanitarne (ASL) nie wydały zgody na ich wyprawę do Turynu, skoro w kadrze pojawiły się dwa przypadki koronawirusa (między innymi Piotra Zielińskiego), więc reszta drużyny miała zostać poddana kwarantannie. Napoli wystąpiło oficjalnie do władz ligi i Juventusu o przełożenie meczu, jednak otrzymało odpowiedź odmowną.

Teoretycznie, zgodnie z przyjętym z powodu pandemii koronawirusa protokołem bezpieczeństwa w Serie A, jeśli w drużynie jest co najmniej trzynastu zdrowych zawodników, mecz powinien się odbyć. Poza tym okazało się, co niezwykle istotne czy wręcz kluczowe dla sprawy, że lokalne władze sanitarne (ASL) nie tyle zabroniły Napoli wyjazdu do Turynu, co jedynie odradzały przemieszczanie się.

Jaki będzie finał sprawy? Nie wiem, ale od razu skojarzyłem ją z pewnym wydarzeniem z innego niedzielnego meczu. Na Old Trafford Manchester United mierzył się w Premier League z Tottenhamem Hotspur. Na polu karnym, przed wykonaniem rzutu rożnego, zawodnik Tottenhamu Érik Lamela uderzył łokciem w brodę Anthony’ego Martiala. Ten mu oddał uderzając (czy może raczej klepiąc) dłonią w szyję.

W ciosach remis, ale w reakcjach obu zawodników nie. Lamela postanowił położyć się na murawie, ale dopiero po chwili, jakby uświadomił sobie, że warto. Co ciekawe, choć został uderzony w szyję, cały czas trzymał rękę na… ustach. Oczywiście nic mu się nie stało, ale, jak mówią piłkarze, nieźle przyaktorzył. Na tyle skutecznie, że Martial wyleciał z boiska, a on na nim pozostał. To dopiero zasługuje na określenia - absurd, farsa czy skandal.

Dla mnie zadziwiające jest, że sędziowie dysponując analizą VAR, mogli podjąć taką decyzję. Działo się to w 28. minucie meczu, gdy Manchester United przegrywał 1:2, więc miało dość istotny wpływ na jego późniejszy przebieg, skoro goście wygrali aż 6:1.

Co jedna opisana sytuacja z Manchesteru ma wspólnego z drugą z Turynu (Neapolu)? Otóż wbrew pozorom bardzo wiele. Zachowanie głównych aktorów w obu opiera się na tym samym – za wszelką cenę trzeba być cwańszym od tych drugich, wykorzystując wszelkie dozwolone i niedozwolone (byle nie ponieść za nie kary) metody. Tylko to się liczy. Reszta, czyli jakieś śmieszne zasady fair play, już dawno zostały odstawione na półkę z bajkami. We współczesnej piłce jest za dużo do wygrania, by ktoś się nimi przejmował.

Nie wiem jak zakończy się sprawa meczu Juventusu z Napoli, który się nie odbył. Ale wiem, jak zakończyła się sprawa starcia Lameli z Martialem. Po raz kolejny okazało się, że w piłce niestety cwaniactwo popłaca!

▬ ▬ ● ▬