Tyle na razie wiem

Fot. Federico Guerra Moran/Shutterstock.com

Dzień bez Roberta Lewandowskiego byłby dniem straconym. Oczywiście w mediach. I oczywiście mam na myśli informacje o jego potencjalnym transferze.

Nie sądzę, żeby w ostatnich kilku miesiącach był chociaż jeden dzień, w którym media zapomniałyby o polskim napastniku. Pogoń za „niusami” na jego temat czasami przybiera karykaturalne oblicze. Na przykład trafiłem na tytuł, że Lewandowski zdecydował się (cytuję z pamięci) na odważny ruch, czy coś w tym rodzaju. Okazało się, że zmienił zdjęcie na własnym profilu w internecie.

Nie sprawdzałem na jakim, co średnio mnie interesuje. Za to zainteresowałem się stwierdzeniem, dlaczego był to odważny ruch. Otóż dlatego, że zdecydował się na zmianę w czasach, gdy ciągle się mówi i pisze o jego potencjalnym transferze. Genialne! Nigdy by mi do głowy nie przyszło, by jedno z drugim połączyć. Widać jestem człowiekiem starej daty nie pasującym już zupełnie do współczesnych mediów.

A te, coraz bardziej upodabniające się do tabloidów, potrzebują gwiazd jak tlenu, by przyciągnąć za ich pomocą czytelników na trudnym rynku. Każda więc informacja o Lewandowskim, nawet mocno nadmuchana, na wagę złota, szczególnie w okresie, gdy ligi się pokończyły i nie zawsze jest o czym pisać.

Czytając o nim kolejne teksty jestem pełen podziwu. Zastanawiam się tylko dla kogo. Czy dla posiadanych przez media informatorów, czy dla wyobraźni ich dziennikarzy? Jeśli dla informatorów, to hiszpańscy redaktorzy chyba lepiej potrafią przekonać ludzi w największych miejscowych klubach, by podzielili się z nimi posiadaną wiedzą. Na pewno robią to chętniej i szybciej niż w Niemczech, skoro informacja, że Lewandowski chce odejść z Bayernu pojawiła się mniej więcej z tygodniowym opóźnieniem w stosunku do momentu, w którym poinformował o tym monachijski klub.

Właśnie pojawiła się nowa informacja, że polski piłkarz „był oferowany” Realowi Madryt i wygląda na całkiem świeżą. Ciekawe, bo gdyby wierzyć w niedawne jeszcze medialne doniesienia, transfer do Barcelony wydawał się niemal pewny. Podawano (spekulowano?) na temat jego kwoty i wysokości zarobków Polaka w nowym klubie.

Ale ciekawszy jest jeszcze z innego powodu, ponieważ… (za: onet.pl):

„W ostatnich dniach były agent Polaka, Maik Barthel, retorycznie zapytał go na Twitterze: »Całe życie marzyłeś o przejściu do Realu Madryt, by skończyć w Barcelonie?«”.

Odpowiedział mu Cezary Kucharski, który razem z nim zajmował się kiedyś interesami Lewandowskiego (za: wp.pl):

„Dokładnie wiesz: Hiszpania była następnym celem po Niemczech. Barcelona z Messim nie potrzebowała numeru 9”.

Teraz przynajmniej wiem, dlaczego Lewandowskiemu znudziło się wyjątkowo stabilne pod każdym względem (przede wszystkim finansowym) Monachium. Bo miałem poważne wątpliwości, dlaczego miałby wybrać wyjątkowo niestabilną pod każdym względem Barcelonę. Osiągnął już taki poziom dochodów, że realizacja marzeń na koniec kariery jest zdecydowanie ważniejsza niż zachowanie pensji na dotychczasowym poziomie.

Tyle wiem, na resztę czekam. Nauczyłem się czytać między wierszami, więc skoro Lewandowski „był oferowany” Realowi, to albo z Barceloną coś nie za bardzo, albo jego agent Pini Zahavi (bo kto inny mógłby go oferować) postanowił nieco zmiękczyć potencjalnego kontrahenta dając do zrozumienia, że inni też bardzo chcą jego klienta.

▬ ▬ ● ▬