Trzy złe wiadomości dla zwycięzców

Fot. Trafnie.eu

W Warszawie odbył się pierwszy finał Pucharu Polski w rzucaniu rac na boisko i zadymianiu stadionu. Impreza wypadła nadzwyczaj efektownie.

W rywalizacji na Stadionie Narodowym udział wzięły ekipy Legii Warszawa i Lecha Poznań. Obie bardzo liczne, po kilkanaście tysięcy kibiców, więc można było liczyć na wielkie emocje. Oczekiwania znalazły przełożenie na fakty.

Od pierwszych minut finału jego uczestnicy demonstrowali świetne przygotowanie do imprezy. Wręcz perfekcyjnie realizowali założenia taktyczne. Szczególnie godne podkreślenia było ich przygotowanie artystyczne. Prezentacja sektorówek plus kartoniada w wykonaniu obu grup siedzących za bramkami wzbudzały uznanie postronnych widzów zajmujących miejsca na dwóch pozostałych trybunach.

Ale oczywiście prawdziwe dopełnienie tych pokazów stanowiły efekty związane z odpalaniem rac i świec dymnych. Jakiś niezorientowany i śmieszny speaker próbował ostrzegać uczestników, że używanie wspomnianych akcesoriów na stadionach jest zabronione. Musiał chyba nieźle ich rozbawić takimi pouczeniami, ale oczywiście nikt rozsądny nie zwracał na niego uwagi.

Impreza się rozkręciła do tego stopnia, że nawet rywalizujące ze sobą grupy postanowiły się na moment zjednoczyć. Kibice Legii zaapelowali, by reszta stadionu podjęła dobrze znaną przyśpiewkę, której początek sami zaintonowali:

„Zawsze i wszędzie policja...”

I reszta, przede wszystkim kibice Lecha, chórem dokończyła co z nią będzie. Wspólne śpiewanie wypadło naprawdę okazale. Trudno się więc dziwić, że po kilkukrotnym powtórzeniu wiadomego hasła cały stadion nagrodził ów efekt rzęsistymi brawami.

Wynik finału przez ponad godzinę był remisowy. Przełomowy okazał się… Tu konieczna jest dodatkowa informacja. Otóż przy okazji rywalizacji na trybunach odbywał się mecz piłkarski. Paradoksalnie sytuacja właśnie z tego meczu zadecydowała o wyniku finału. Otóż piłkarze Legii strzelili bramkę, dokładnie niejaki Prijović, co rozsierdziło ekipę Lecha. Postanowiła więc pokazać swoją siłę. Na murawie już do końca finału lądowały race. Dym wypełnił cały stadion, dlatego sędzia musiał przerwać mecz.

Finał na trybunach trwał jednak w najlepsze. Gdy sędzia wznowił mecz, race nie przestały spadać na boisko. Przyjezdni z Poznania chcieli pokazać swoim zawodnikom, że w odróżnieniu od nich, zwycięstwo w tej rywalizacji mają zapewnione.

Sędzia postanowił już nie przeszkadzać, więc nie przerywał ponownie meczu. Porządkowi błyskawicznie zorientowali się o co chodzi i wbiegali sami na murawę, by uprzątnąć kolejne race, gdy zawodnicy grali w innej części boiska. Zastanawiałem się nawet czy nie trenowali tego przed finałem, bo wychodziło im naprawdę nieźle.

PZPN musi tylko natychmiast wystąpić do FIFA o zmianę przepisów gry w piłkę nożną. Jeden z nich powinien odtąd brzmieć: „Na boisku może przebywać jednocześnie maksymalnie po jedenastu zawodników w każdej drużynie plus porządkowi uprzątający race w liczbie do tego niezbędnej”.

Po zakończonym meczu nikt nie ogłosił zwycięzcy finału. Nie było takiej potrzeby, bo przecież każdy widział co się działo. Niestety mam dla zwycięskiej ekipy z Poznania trzy wiadomości, wszystkie złe.

Po pierwsze, nie przewidziano oficjalnej nagrody za naprawdę efektowny pokaz świetlno-dymny. Po drugie, PZPN wlepi im karę, pewnie słoną i podejrzewam, że zabroni kibicom wycieczek na mecze wyjazdowe. Po trzecie wreszcie, w towarzyszącym pokazom meczu Lech przegrał z Legią 0:1, więc raczej powodów do radości po pierwszym wygranym finale w rzucaniu rac na boisko i zadymianiu stadionu nie będzie.

▬ ▬ ● ▬