To tylko żart, ale...

Fot. Trafnie.eu

Po dwóch kolejkach niemieckiej Bundesligi wznowionej po koronawirusowej przerwie dają się coraz wyraźniej zauważyć wady produktu piłkopodobnego.

Nie jest to z pewnością refleksja odkrywcza, bowiem właśnie takich wniosków można się było spodziewać. Gdy Bundesliga szykowała się jeszcze do wznowienia rozgrywek napisałem, że oglądanie meczów na stadionie bez kibiców jest koszmarem, co pierwsze dwie kolejki potwierdziły niezwykle boleśnie, prezentując zamiast normalnej piłki produkt piłkopodobny.

Stacja Eleven Sports, transmitująca mecze Bundesligi, zaproponowała polskim widzom eksperyment podczas drugiej kolejki. Mogli oglądać mecz Bayernu Monachium z Eintrachtem Frankfurt na dwóch kanałach. Na jednym z oryginalnym dźwiękiem ze stadionu, na drugim z podłożonym nagraniem reakcji trybun zapełnionych przez kibiców z wcześniejszych spotkań.

Komentarze widzów były podzielone. Nie mam zamiaru opowiadać się po żadnej ze stron. Bo to tak, jakby zapytać kogoś, czy wystarczą mu kwiaty z tworzywa sztucznego zamiast tych prawdziwych? Jeden powie, że wystarczą, bo wyglądają prawie tak samo. Drugi go wyśmieje twierdząc, że znaczenie ma przede wszystkim zapach. A wniosek jest oczywisty – o gustach się nie dyskutuje…

Może zamiast pytać kibiców jaką wersję wolą, należałoby zapytać o to samo piłkarzy? Bo oni chyba bardziej się meczą od telewidzów grając przy pustych trybunach. Właściwie występy na własnym stadionie przestały mieć znaczenie. To najwyżej gra na własnym boisku, bowiem brak dopingu kibiców sprawił, że stadion z pustymi trybunami jest własny tylko z nazwy.

Statystyka pierwszych dwóch kolejek wznowionej Bundesligi pod tym względem wręcz poraża. Na osiemnaście meczów gospodarze wygrali tylko trzy (goście aż dziesięć)!!! Dwa były pewnymi zwycięstwami najsilniejszych drużyn (Borussia Dortmund – Schalke 04 Gelsenkirchen 4:0 i Bayern Monachium – Eintracht Frankfurt 5:2), trzeci świetnie spisującej się po przymusowej koronawirusowej przerwie Herthy, która rozbiła w derbach Berlina Union 4:0. Biorąc pod uwagę rozmiary wygranych jest wielce prawdopodobne, że zwycięstwem tych samych drużyn zakończyłyby się też mecze, gdyby gospodarze wystąpili w roli gości.

Oczywiście wcześniej też zdarzały się kolejki, gdy częściej wygrywali goście. Jednak statystycznie własny stadion daje gospodarzom, nie tylko w Niemczech, przewagę. I pewnie dalej będzie dawał, gdy na trybuny powrócą kibice. Na razie jednak ten atut przestał mieć właściwie znaczenie.

A może piłkarze powinni mieć taką samą możliwość wyboru, jak telewidzowie? Być może doping, nawet sztuczny puszczany ze stadionowych głośników, miałby wielki wpływ na motywację piłkarzy? Wyobrażam sobie sytuację, że gdzieś przy bocznej linii znajduje się przycisk, do którego w czasie meczu może w każdej chwili podbiec kapitan drużyny gospodarzy i włączyć sztuczny doping.

To tylko żart, ale ponieważ ludzka wyobraźnia nie zna granic, może pewnego dnia ktoś naprawdę postanowi wcielić w życie mój (na razie) śmieszny scenariusz. W piłce działy się już nie takie cuda, więc profilaktycznie niczego bym nie wykluczał.

▬ ▬ ● ▬