To nie jest żaden margines!

Fot. Trafnie.eu

Władze Legii zagrzmiały i oficjalnie obwieściły, że wypowiadają zdecydowaną wojnę bandytom. No więc ja od razu pytam – który to już raz i na jak długo?

Historia kontaktów kierownictwa klubu z Łazienkowskiej z jego kibicami, przynajmniej przez ostatnich kilkanaście lat, stanowi wyłącznie listę przeplatających się wojen i rozejmów. A w tle zawsze sporo się działo.

Jeśli po ostatnim rozejmie ktoś myślał, że nad problemem udało się zapanować, od środy już wie, że nie. Bandyci mają się świetnie. W świat poszła informacja, że w chuligańskiej hierarchii ci z Warszawy stoją wysoko. Mogą więc być z siebie dumni. I pewnie są.

Od lat próbują się porozumieć dwie grupy, które teoretycznie chcą jak najlepiej dla swego klubu. Problem polega na tym, że każda posiada inny system wartości, zupełnie nawzajem do siebie nie przystający. Władze klubu oczekują od kibiców przestrzegania prawa i reguł, które narzuca im z oczywistych względów policja czy UEFA.

Ale druga grupa ma swoją własną hierarchię wartości. Im gorzej się o nich mówi, im bardziej wszyscy się ich boją, tym lepiej. Wtedy rosną w siłę. Dlatego w środę zorganizowali akcję. Chcieli się dostać podczas meczu Ligi Mistrzów na trybunę zajmowaną przez kibiców Borussii Dortmund.

Widziałem w życiu sporo różnych zadym na stadionach i wokół nich. Gdy przyglądałem się reakcji sympatyków niemieckiej drużyny - zaczęli uciekać ze swego sektora - nie miałem wątpliwości, że to „harcerze”. Przychodzą na stadion oglądać mecze, dopingować swoich. Lanie się z kimkolwiek jest ostatnią rzeczą, na którą mają ochotę, po prostu tego nie potrafią.

Jeśli ci z Legii chcieli tłuc nawet takich pokojowo nastawionych kibiców, to znaczy, że bandytyzm jest sensem ich życia. Nie wierzę w skuteczność żadnej formy resocjalizacji. Nie ma kogo resocjalizować, przypadek beznadziejny. Trzeba tylko izolować. Prezes Legii zapowiedział taką izolację - za jego kadencji bandyci, którzy zorganizowali zadymę, na stadion już nie wejdą. Zobaczymy...

Oczywiście bandyci stanowią jedynie część kibiców. Od lat słyszę, że są tylko marginesem. Jakim marginesem? Są najważniejszą grupą na trybunach! Mają najwięcej do powiedzenia, mogą zastraszyć resztę, a z pewnością ją sobie podporządkować. Liczy się prawo siły, nie rozumu.

Jak chcą, race i tak odpalą, choć wiedzą, że ich klub słono za to zapłaci. Nikt im przecież nie będzie mówił, co mają robić. Są u siebie. Jeśli piłkarze słabo grają, czyż nie śpiewają - „Legia to my”?

Dlatego nie wierzę, że coś zmieni się na lepsze. UEFA pewnie zamknie stadion w Warszawie na najbliższy mecz z Realem. I pewnie zaraz znów się zacznie – domaganie się cofnięcia zakazów stadionowych, protest (brak dopingu) na meczach, hasło – „piłka nożna dla kibiców” itp., itd.

Jeśli władze Legii naprawdę chcą walczyć z bandytami muszą dać im jasny sygnał – nie cofniemy się bez względu na reakcje drugiej strony. Bez względu na ewentualne organizowanie nowych bojkotów czy pustawe trybuny. Na jakieś wymierne efekty trzeba będzie poczekać może z dziesięć lat, może dłużej. Nie wierzę, że się uda, choć chciałbym się mylić.

▬ ▬ ● ▬