Szeryf i jego piłkarskie ranczo

Fot. trafnie.eu

Już ostatni obrazek z Mołdawii, niedawnego przeciwnika reprezentacji Polski i najbiedniejszego kraju w Europie. Tym razem o prawdziwym piłkarskim pałacu.

Polacy pierwszy raz grali z Mołdawią w Kiszyniowie w 1997 roku. Mecz odbywał się wtedy na Stadionie Republikańskim znajdującym się w samym centrum miasta. Po siermiężnym obiekcie w komunistycznym stylu została tylko zrujnowana brama wejściowa. Stadion zburzono, bo planowano w tym miejscu zbudować nowy. Skończyło się na planach. Dziś na dawnym boisku rośnie młody… las. Po wysokości drzew można się zorientować od ilu lat nikt tu nic nie robił.

Nowy stadion – Zimbru zbudowano, ale w zupełnie innym miejscu, w bazie treningowej położonej na przedmieściach Kiszyniowa. Ten kameralny obiekt sprawia bardzo dobre wrażenie. Szczególnie na tle wyrastających ponad jego trybuny obdrapanych bloków. Tu w piątek grali Polacy.

Jest jeszcze jeden stadion, powód do dumy, znajdujący się w oddalonym o 75 kilometrów od Kiszyniowa Tyraspolu. Warto się tam wybrać, by odbyć podróż w inny świat, nie tylko piłkarski.

Razem z fotoreporterem Piotrkiem Kuczą podjęliśmy wyzwanie, w dosłownym tego słowa znaczeniu, ruszając samochodem do Tyraspola. Miałem szczęście, że jechałem ze świetnym kierowcą. Na prostej drodze zaczął się tor przeszkód. Ekipa remontowa wycinała pokruszone podłoże drogi, które trudno nawet nazwać asfaltem. Zostawiała dziury, które pewnie jakaś kolejna ekipa kiedyś zaleje. Wpaść w taką wyrwę o wymiarach, na przykład, metr na dwa i głębokości kilkunastu centymetrów, to żadna frajda. Na szczęście ruch był niewielki, więc slalom, także jazda lewą stroną, pomogła zachować samochód w nienaruszonym stanie.

Jednak problemy dopiero były przed nami. Tyraspol jest stolicą separatystycznej Republiki Naddniestrzańskiej, zamieszkałej głównie przez ludność rosyjskojęzyczną i popieranej przez Moskwę. Nowe państwo oficjalnie nie istnieje, nikt go bowiem nie uznał. Ale żeby się do niego dostać trzeba przekroczyć prawdziwą granicę. Znajomy ostrzegał mnie, że może to zabrać nawet dwie godziny. Kiedy dotarliśmy na granicę nie było żadnej kolejki. Wydawało się, że już będziemy mogli odjechać, gdy jeden z pograniczników zapytał Piotrka o jakiś dokument na samochód. No i się zaczęło… Wypisywanie kwitów i deklaracji, pobieranie haraczu za możliwość wjazdu. W sumie wszystkie formalności zajęły półtorej godziny!   

Wreszcie wjechaliśmy do Tyraspola, miasta w komunistycznym stylu z wielkim pomnikiem Lenina na głównym placu i innymi postsowieckimi akcentami. Trudno było jednak zabrać się za zwiedzanie, bo strasznie lało. Ale nawet deszcz nie przeszkodził w podziwianiu prawdziwego pałacu znajdującego się przy wjeździe do stolicy Naddniestrza. W otaczającej go rzeczywistości wygląda jak obiekt z Kosmosu. Za starannie wykonanym czarnym ogrodzeniem widać równie starannie przystrzyżony trawnik i krzewy. W samym środku wyrasta niczym pałac błękitna fasada piłkarskiego stadionu. To najnowocześniejszy obiekt w obu częściach podzielonej Mołdawii. Obok znajduje się stary stadion i cały kompleks boisk wielkiego ośrodka treningowego.

Na ogrodzeniu okalającym ogromny teren umieszczono ogromną gwiazdę. Nie ma związku z komunistyczną ideologią, tylko z… szeryfem i stanowi klucz do rozwiązania zagadki powstania niezwykłego kompleksu w biednym kraju.   

Za wszystkim stoi Viktor Guşan, miejscowy bogacz, właściciel sieci supermarketów, stacji benzynowych, wytwórni win i koniaków „Kvint”, klubu piłkarskiego i kilku innych biznesów. Kiedyś był milicjantem (służby specjalne), dlatego postanowił wykorzystać gwiazdę szeryfa jako symbol w prowadzonych przez siebie interesach. Tak jak jego firma, tak i klub (przejął go w 1997 roku) nazywa się Sheriff. W Mołdawii nie ma konkurencji od wielu lat. Nie tylko na boisku, także pod względem sportowej infrastruktury.

Guşan miał kiedyś bardzo dobre kontakty z byłym prezydentem Naddniestrza, co na pewno pomogło zbić fortunę. Ale gdy powiedziałem o tym jednemu z dziennikarzy w Kiszyniowie zrugał mnie strasznie: „Nikt mu niczego nie podarował. Sam na wszystko zapracował. Nie słuchaj co ci gadają, tylko napisz co naprawdę widziałeś. Drugiego takiego kompleksu w Europie nie znajdziesz”. Zastanawiające, że nawet po drugiej stronie wewnętrznej mołdawskiej granicy Guşan jest postrzegany niemal jak Bóg.

Warto żeby ktoś w Polsce zauważył, że w krajach uważanych za daleką piłkarską prowincję, coś się jednak dzieje. To już nie jest pustynia. A Sheriff Tyraspol przestał być wyłącznie chłopcem do bicia w europejskich pucharach. Może wtedy łatwiej będzie przełknąć remis w Kiszyniowie?

    ▬ ▬ ● ▬

Galeria