Święto tylko dla wybrańców

AS Roma została pierwszym triumfatorem nowych europejskich rozgrywek zwanych Ligą Konferencji Europy, pokonując Feyenoord Rotterdam 1:0.

Finał odbył się w Tiranie. Polscy kibice dobrze pamiętają ten stadion ze względu na gorącą, nawet bardzo, atmosferę podczas październikowego meczu eliminacyjnego z Albanią. Przed środowym finałem atmosfera też była wyjątkowo gorąca, ale najpierw bardzo daleko od Albanii.

Uświadomił mi to znajomy holenderski dziennikarz Henk Mees, pisujący regularnie także dla belgijskich mediów. I właśnie napisał ciekawy tekst przed wspomnianym finałem dla portalu „De Witte Duivel” o niezwykle intrygującym tytule (jeśli dobrze przetłumaczyłem) – „Szaleństwo trzeciego stopnia”.

W ciągu 53 lat holenderskie drużyny występowały 20 razy w finałach europejskich pucharów. Ale awans Feyenoordu do decydującego meczu nowych rozgrywek wywołał nieprawdopodobne zainteresowanie, nigdy wcześniej nie notowane w Holandii na taką skalę. W ubiegłym tygodniu piłkarze uciekli przed tym szaleństwem z Rotterdamu do Portugalii, by w spokoju przygotowywać się do meczu. A kibice ruszyli do Albanii, niektórzy samochodami przez całą Europę ze względu na problemy komunikacyjne, szczególnie wysokie ceny za przeloty.

UEFA od lat prowadzi politykę dowartościowywania mało znaczących piłkarsko krajów, starając się przydzielać im organizację ważnych meczów pucharowych. Z pewnością nie tych najważniejszych (finały Ligi Mistrzów), ale już Superpuchar Europy ruszył wręcz w objazd po całym kontynencie. Przypomnę tylko, że przed czterema laty derby Madrytu w tych rozgrywkach pomiędzy Realem i Atletico odbyły się w Tallinie na maleńkim stadioniku, bo większego w Estonii nie ma. Obejrzało je 12 424 widzów, co paradoksalnie do dziś jest rekordem frekwencji na tym obiekcie! Ustanowionym niestety w meczu tylko dla wybranych.

Tirana w roli gospodarza finału Ligi Konferencji Europy wpisuje się dokładnie w ten sam schemat działania UEFA. I dokładnie znów zapłacili za to kibice, którym nie dane było obejrzeć w akcji swoich ukochanych drużyn. A nie zdarza się tak często, by obie grały w finale jednego z europejskich pucharów. Nawet jeśli jest to najważniejszy mecz rozgrywek uważanych za trzeciorzędne.

Feyenoord po raz ostatni (z naszym Tomkiem Rząsą w składzie) grał w finale Pucharu UEFA w 2002 roku zdobywając to trofeum. AS Roma wystąpiła w finale tych samych rozgrywek w sezonie 1990/91. Dla kibiców obu klubów środowy mecz w Tiranie był świętem. Niestety tylko niewielka część chętnych mogła się nim rozkoszować na trybunach.

Stadion Air Albania może oficjalnie pomieścić niecałe 22 tysiące widzów. Na ważne mecze, takie jak środowy finał, wchodzi ich jeszcze mniej. Ilu przyjechało z Rotterdamu i Rzymu kibiców bez biletów, tego nikt nie był w stanie zliczyć. Może i drugie tyle co szczęśliwców, którym udało się wejść na stadion.

Chyba jednak to za duża cena jaką muszą płacić kibice za politykę UEFA. Takie finały powinny być przede wszystkim dla sympatyków walczących w nim drużyn, a nie tylko dla wybrańców. Najwyższa pora zastanowić się nad wyznaczaniem na ich rozgrywanie większych stadionów. Co najmniej o takiej pojemności, jak ten w Sewilli (Estadio Ramón Sánchez-Pizjuán – ponad 42 tysiące miejsc) na finał Ligi Europy przed tygodniem.

Niestety za rok kolejny finał Ligi Konferencji Europy odbędzie się w Pradze na stadionie jeszcze mniejszym od tego w Tiranie...

▬ ▬ ● ▬