Selekcjoner i jego gwiazda

Bohaterem kończącego się tygodnia stał się bez wątpienia Robert Lewandowski. Właściwie staje się regularnie w ostatnim czasie, co nikogo nie dziwi, ale…

W sobotę zrozumiałem, że pobije rekord Gerda Müllera z sezonu 1971/72. Wtedy legendarny napastnik Bayernu Monachium zdobył w Bundeslidze 40 bramek. Wynik wręcz kosmiczny, więc nikomu do głowy nie przychodziło, że kiedykolwiek może zostać poprawiony. Aż pojawił się on...

Robert Lewandowski w sobotę zaliczył w lidze niemieckiej kolejnego hat-tricka. Dzięki temu zdobył już w tym sezonie 35 goli! Do końca pozostało osiem kolejek i pięć bramek do zdobycia. Biorąc po uwagę co regularnie wyprawia na boisku, mało prawdopodobne wydaje się, by mógł wspomnianego rekordu przynajmniej nie wyrównać.

Patrząc na wyczyny Lewandowskiego (czwarty hat-trick w tym sezonie w Bundeslidze!) zastanawiam się tylko nad jednym. Czy Bayern jest nie do zatrzymania (w sobotę strzelił cztery bramki VfB Stuttgart, grając w dziesiątkę!), bo Lewandowski tak gra? Czy Lewandowski tak regularnie strzela bramki dzięki wyjątkowo sprawnie funkcjonującej drużynie? Najważniejsze, że strzela i można zapytać nie, czy rekord zostanie pobity, ale kiedy to nastąpi?

Biorąc pod uwagę rolę jaką odgrywa w reprezentacji Polski, chyba ważniejszą od jego strzeleckich wyczynów była w kończącym się tygodniu informacja, że będzie mógł zagrać z Anglią na Wembley. Już w środę pierwszy mecz eliminacyjny do mistrzostw świata z Węgrami, więc z tej okazji selekcjoner Paulo Sousa udzielił kolejnego wywiadu. Po raz pierwszy usłyszałem z jego ust trochę więcej konkretów, których nie trzeba było odszyfrowywać z potoku słów. Jego wypowiedzi nie stanowiły już idealnego przykładu dla studentów PR-u jak mówiąc dużo, nie powiedzieć za dużo, albo nie powiedzieć nic istotnego. Choć na samym początku było jeszcze trochę wazelinki (za: polsatsport.pl):

„Aż trudno uwierzyć, że jesteśmy w zimnym kraju. Bo mam wrażenie, że wszyscy tutaj mają gorące serca. Wszyscy są serdeczni, wysyłają nam mnóstwo pozytywnej energii, a to jest coś, czego nie tylko ja, ale cała reprezentacja, potrzebujemy. Tej energii, takiej wiary”.

Następnie doprecyzował opinię o możliwościach polskiej reprezentacji, którą od lat konsekwentnie nazywam średniej klasy drużyną europejską. Najbardziej mnie ucieszyło, że wręcz obśmiał tych pożal się Boże ekspertów, którzy uważają, że jesteśmy światową potęgą i liczyli na awans do półfinału ostatnich mistrzostw świata (mój ulubiony ulubieniec – Jan Tomaszewski!):

„Czytam i słucham tutaj, że Polska ma jedną z najmocniejszych reprezentacji świata. Takie opinie biorą się chyba z oceniania całej drużyny przez pryzmat Roberta Lewandowskiego. On jest najlepszym piłkarzem świata i jest Polakiem, jest nasz. I to prawda, tylko niektórzy chyba zapominają, że czołowe reprezentacje mają na każdej pozycji piłkarzy, którzy grają w topowych europejskich klubach i rzeczywiście w nich grają, regularnie. My nie. My mamy na kilku pozycjach zawodników najwyższej klasy, na kilku innych - piłkarzy niezłych, ale też kilku takich, przed którymi jeszcze dużo pracy”.

I dodał:

„Nie chcemy rozbudzać nierealnych oczekiwań, nie jesteśmy najlepszą drużyną na świecie, ale mamy dość jakości, by wygrywać mecze z każdym rywalem. Tylko musimy w siebie wierzyć”.

Tyle słowa. Nawet jak są sensowne, meczu się nimi nie wygra. Za kilkanaście dni przekonamy się po trzech pierwszych w eliminacjach do mistrzostw świata, w jak dużym stopniu sensowna teoria znalazła przełożenie na praktykę.

▬ ▬ ● ▬