Różowa kiecka i promotor polskiej piłki

Fot. Trafnie.eu

Naoglądałem się gali FIFA w Zurychu i tak rozbestwiłem, że postanowiłem sam dokonać wyboru. Wybrałem najważniejszego zawodnika w polskim futbolu w 2014 roku.

Na początek jednak jeszcze mały wtręt do tego co działo się w Szwajcarii. Gdy we wtorek rano włączyłem telewizor, zobaczyłem na kanale Sky News wywiad na żywo z Zurychu. I to z kim? Z moją ulubienicą Stephanie Roche! Nie żaden Messi czy Ronaldo, ale na pytania odpowiadała właśnie blondi z Irlandii. To autorka najładniejszej bramki! Zaufajcie mi trochę, nie wierzcie w oficjalne wyniki i nagrodę dla Jamesa Rodrigueza!!!

Stephanie została przepytana w swoim pokoju w hotelu w Zurychu na okoliczność gali. Najpierw jednak pokazano urywki z dnia poprzedniego i jej wejście na czerwony dywan. Prezenterka zachwycała się, i słusznie, różową kreacją Irlandki, bo ta rzeczywiście prezentowała się wspaniale. Insynuowano nawet, że Ronaldo i Messi oglądali się za nią...

Od razu poczułem się dowartościowany, gdy zdałem sobie sprawę, że nie tylko ja doceniłem Stephanie. Choć akurat ja głównie za jej wyczyny boiskowe, a nie za piękną kieckę.

Tak się rozochociłem odwagą w ferowaniu własnych wyroków, nie bacząc na oficjalne wyniki najbardziej prestiżowego plebiscytu piłkarskiego na świecie, że postanowiłem pójść krok dalej. I ogłaszam kto był najważniejszym zawodnikiem w polskim futbolu w 2014 roku. Bezdyskusyjnie... Karim Bellarabi. Perfekcyjnie promował przecież polską piłkę.

Najpierw w Bundeslidze, w Bayerze Leverkusen. Po wypożyczeniu do Eintrachtu Brunszwik w ubiegłym sezonie (26 meczów ligowych, 3 bramki i 5 asyst), w obecnym zdecydowali się w Leverkusen postawić na niego. Nie żałują, bo radzi sobie więcej niż przyzwoicie: w 17 meczach zdobył 8 bramek i zaliczył 4 asysty. I to w barwach jednej z najlepszych drużyn w Bundeslidze (3 miejsce w tabeli).

Co to ma wszystko wspólnego z polską piłką? Ma bardzo wiele. Gdyby Bellarabi spisywał się gorzej, istnieje prawdopodobieństwo, że w Bayerze mógłby zostać Arkadiusz Milik. Pewnie tak na wszelki wypadek (bo grają na nieco innych pozycjach), co by oznaczało, że pałętałby się gdzieś w drużynie rezerw.

A tak Bellarabi wygonił go z Leverkusen, dzięki czemu Milik trafił do Ajaksu i został okrzyknięty na jesieni bohaterem narodowym. Jego grą w Eredivisie zachwycają się regularnie polskie media. Nawet całkiem niedawno przeczytałem, że występ napastnika z Amsterdamu w jednym meczu „był bliski ideału”. Szkoda, że akurat drużyna rywali była idealnie przeciętna, ale wszystkim przecież się nie dogodzi.

Czyli wniosek pierwszy – bez dobrego Bellarabiego w Leverkusen, być może nie byłoby Milika w Ajaksie, więc pewnie nie byłoby się kim zachwycać na jesieni. Ale to nie koniec wkładu Niemca w sukcesy polskiej piłki w ubiegłym roku...

Ponieważ dobrze radził sobie w Bundeslidze, Joachim Löw powołał go do reprezentacji i dał w niej zadebiutować. Działo się to w październiku na Stadionie Narodowym w Warszawie w meczu z Polską, który uznano za historyczne wydarzenie. Oczywiście uznano po tej stronie Odry i Nysy.

Bellarabi przyczynił się do tego w stopniu wyjątkowym. Jak na debiutanta radził sobie całkiem odważnie. Nie uciekał od piłki, dlatego ta kilka razy znalazła go pod bramką. Gdyby był równie skuteczny w reprezentacji, jak w lidze, nikt by pewnie dziś nie mówił o historycznym zwycięstwie nad sąsiadami z zachodu. Ale na szczęście nie był. Między innymi dlatego Polska ograła Niemców 2:0.

Czyli wniosek drugi – bez nieskutecznego Bellarabiego w debiucie w reprezentacji, nie byłoby sukcesu orłów Nawałki.

Gdyby komuś oba wnioski wydawały się naciągane, pytam stanowczo – a kto bogatemu (w wyobraźnię) zabroni?

▬ ▬ ● ▬