Pytanie z jednym dnem

Fot. Trafnie.eu

Dublin potrafi zaskakiwać. Nawet bardzo. Przekonali się o tym piłkarze polskiej reprezentacji już na lotnisku. A kilka godzin później i ja. Nawet bardziej.

Gdy kadra Nawałki wylądowała w Irlandii przywitali ją polscy kibice. Tak na logikę, nie powinno to nikogo dziwić. Chodząc ulicami Dublina trudno nie usłyszeć polskiej mowy. Jeśli nie po kilku minutach, to najwyżej po kilkunastu. Emigrantów jest tu mnóstwo. Wielu narzekało na swój los w ojczyźnie, dlatego wyjechali szukać lepszego życia. Ale tęsknią na pewno, więc przyjazd reprezentacji Polski to dla nich w jakimś stopniu prawdziwe święto. Przynajmniej kilkaset osób wybrało się więc na lotnisko, by przywitać rodaków.

Powitanie wyszło okazale, bo zawodnicy byli pod jego wielkim wrażeniem. Właśnie od pytania o to rozpoczęła się ostatnia konferencja prasowa przed meczem. Nigdy się po takich konferencjach za wiele nie spodziewam, bo czego się można spodziewać? Bywa najczęściej szablonowo. Tym razem jednak zostałem zaskoczony nie mniej, niż zawodnicy na lotnisku.
Pani redaktor, jeśli dobrze zrozumiałem miejscowa korespondentka jednego z polskich dzienników, postanowiła otrzymać od trenera Nawałki odpowiedź na nurtujące ją pytanie – czy ma zamiar przed meczem zadzwonić po poradę do (uwaga, uwaga!) trenera Waldemara Fornalika.

Jak widać człowiek uczy się całe życie. Myślałem, że na nudnawych konferencjach nic już nie będzie mnie w stanie zaskoczyć, a jednak dostałem bolesną lekcję pokory. Po minie rzecznika PZPN, Jakuba Kwiatkowskiego, widać było, że za wszelką cenę stara się opanować uśmiech. Spisał się dzielnie, bo mu się udało. Natomiast siedzący obok Nawałka potraktował pytanie poważnie. I to mnie rozbawiło najbardziej. Odpowiedział z nastroszoną miną, że nie zamierza dzwonić, jakby szukał drugiego dna w pytaniu. A to było przecież pytanie z jednym dnem.

Reakcja nie pasowała mi zupełnie do innych odpowiedzi selekcjonera. Odniosłem bowiem wrażenie, że czuje się bardzo pewny siebie. Oczywiście urzędowo chwalił rywali, podkreślając ich klasę, wyszkolenie techniczne, a przede wszystkim zwracając uwagę na fakt, że większość występuje w Premier League, czyli w „najsilniejszej lidze świata”.

Pamiętam przed dwoma laty wielką dyskusję kto ma zagrać na lewej obronie w meczu z Ukrainą. Sąsiedzi zleli wtedy Polakom tyłek na Stadionie Narodowym strzelając pierwszą bramkę już po kilku minutach. A wykorzystali w tym najsłabsze polskie ogniwo, czyli właśnie lewą obronę, przez którą przeprowadzili akcję.

Minęły dwa lata, a w tej kwestii nic się właściwie nie zmieniło. Nawet pojawiło się znacznie więcej problemów z powodu innych kontuzji i sławnego już słownego ping-ponga związanego z nieobecnym w kadrze byłym jej kapitanem.

Zmieniło się tylko jedno – wiara we własne umiejętności. Zastanawiam się – czy polska reprezentacja rzeczywiście jest już tak silna, że mimo znacznych ubytków w kadrze przyjechała do Dublina jak po swoje? Dowiem się w niedzielę wieczorem...

▬ ▬ ● ▬