Poziom obłudy

Fot. Arskom Group

Okno transferowe otwarte już na oścież. Trochę się dzieje. Grzechem byłoby tego nie skomentować. Zacznijmy od polskich piłkarzy i polskich klubów.

Według angielskich mediów Arsenal i Manchester City chcą Grzegorza Krychowiaka. O Manchesterze czytałem już w grudniu. Teraz doszedł jeszcze klub z Londynu. Znikły z listy (na razie?) drużyny włoskie. Nie znikło, jak zwykle, podniecenie ich nazwami w mediach w kontekście ewentualnego transferu Polaka. Nie znikła też żółta lampka ostrzegawcza, która zapaliła się od razu w mojej głowie.

Skoro Paris-Saint Germain okazało się niestety zbyt ambitnym miejscem na kontynuowanie kariery przez Krychowiaka, lepiej nie pchać się do klubu z podobnej półki. Wydaje się logiczne, że powinien się najpierw odbudować w słabszej drużynie. Bo nie jest sztuką trafić z jednej ławy na drugą. Sztuką, dla każdego zawodnika, jest zawsze trafić w odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie. Powinna w tym pomóc ściągawka z wywiadu Cezarego Kucharskiego sprzed kilku dni, który w pełni podziela moje zdanie (za: wp.pl):

„Pewne oferty wydają się nie do odrzucenia. Dla Krychowiaka oferta z Paryża była ogromnym awansem finansowym. I o to w tym transferze chodziło. Według mnie jednak Paris Saint-Germain to klub powyżej możliwości Krychowiaka. Trudno mu będzie osiągnąć pozycję, jaką miał w Sevillii. (…) Może grać w każdym klubie w lidze angielskiej poniżej szóstego-siódmego miejsca w tabeli. To nie jest piłkarz na takie kluby jak Arsenal czy Manchester City. Zresztą rozmawiałem przecież na jego temat z dużymi klubami. Ma za mało walorów piłkarskich, technicznych”.

Krychowiak mógłby się uczyć od... Michała Maka. Właśnie wrócił z zagranicznych wojaży. To przykra wiadomość, ponieważ uważany był kiedyś za jeden z większych talentów w polskiej piłce, a nie poradził sobie w drugiej Bundeslidze.

Był zawodnikiem Arminii Bielefeld, czyli klubu ze strefy spadkowej. Został wypożyczony na sezon 2016/17 z Lechii Gdańsk. Wystąpił w jednym meczu ligowym z Hannover 96. Wszedł na boisko w 42 minucie, a z powodu kontuzji zszedł w 80 minucie. Jego jedynym dorobkiem w tym czasie była żółta kartka, którą zobaczył. No i najgorsza nota z całej drużyny, jaką dostał od „Kickera”. Oficjalnym powodem powrotu do Gdańska było skrócenie wypożyczenia przez Lechię. Dla Maka to chyba wymarzony prezent gwiazdkowy. Oto jego refleksje po powrocie (za: przegladsportowy.pl):

„To, że raz mi nie wyszło nie oznacza, że to koniec świata i mam zamknąć się w Polsce i zaklinać się na wyjazd. Chcę się odbudować po gorszym okresie. Mam 25 lat. Na wyjazd jeszcze przyjdzie czas”.

Na razie to tylko piękne słowa. Oby się sprawdziły, ale z tym bywa różnie. Ile już się naczytałem i nasłuchałem, że do Ekstraklasy sprowadzani są nie wiadomo po co połamańcy z zagranicy i trzeba z tym wreszcie skończyć. W piłkę grać nie potrafią, a tylko zabierają miejsce naszym młodym-zdolnym. Nawet jak nie młodym-zdolnym, to starym, ale doświadczonym rodakom. A wystarczy tylko się dobrze rozejrzeć i okaże się, że aż roi się od świetnych polskich piłkarzy. Żyjemy przecież w kraju, którego reprezentacja tylko przez przypadek w ubiegłym roku nie została mistrzem Europy.

Zacząłem przeglądać transfery dokonane już w styczniu przez kluby Ekstraklasy: Ukrainiec do Arki, Słowak do Cracovii, Ukrainiec i Rumun do Lecha, Słoweniec do Lechii, Nigeryjczyk i Węgier do Legii, Gruzin do Pogoni, Hiszpan do Wisły Kraków… Czyli poziom obłudy bez większych zmian.

▬ ▬ ● ▬