Potęga ciągle w teorii

Fot. Trafnie.eu

Wystarczyło zaledwie kilka dni lipca, by przekonać się, jak polska piłka jest mocna. Taki nasuwa się wniosek po przejrzeniu medialnych nagłówków.

Ekstraklasa krok po kroku staje się europejską potęgą! Spółka nią zarządzająca właśnie zakomunikowała, że WSZYSTKIE mecze nowego sezonu będą pokazywane aż w siedmiu krajach! Z nieukrywanym podnieceniem starałem się natychmiast dowiedzieć w jakich. W Anglii? W Hiszpanii? Niestety nie. Wyłącznie na Bałkanach, gdzie prawa do ich transmitowania wykupiła pewna firma. Podobno głównie dlatego, że w polskiej lidze jest już prawie pół setki grajków z tego regionu.

Letnie mecze sparingowe polskich drużyn to właściwie jeden wielki ciąg sukcesów. Śląsk na początku obozu w Słowenii wygrywa z Hajdukiem Split, a to przecież nie jakiś pierwszy lepszy klubik. Do tego Pogoń Szczecin „ciągle niepokonana latem w meczach towarzyskich”. Choć ten ostatni z Hapoelem Beer Szewa tylko zremisowany, to przecież z trzecim zespołem izraelskiej ekstraklasy, który za chwilę będzie walczył w kwalifikacjach do Ligi Europejskiej, więc nie może być w letniej formie. I jeszcze Lechia remisuje z greckim Olympiakosem Pireus, czyli drużyną klubu, z którym nie może się porównywać możliwościami i sukcesami.

Na dodatek z Gdańska płyną same optymistyczne informacje. Do drużyny z nieukrywaną radością wrócił, po dwóch latach pobytu w drugiej Bundeslidze, chorwacki obrońca Mario Maloča. Do tego, po udanym debiucie w reprezentacji Słowacji, coraz mocniejszy czuje się Lukas Haraslin. I jeszcze Rafał Wolski „wreszcie zdrowy i skuteczny”, po koszmarnym okresie uprzykrzonym przez kontuzje, gdy dwa razy zrywał więzadła krzyżowe. Już przeczytałem, że Lechia może wypaść najkorzystniej z polskich drużyn w europejskich pucharach! Daj Boże…

Kluby wzmacniają się na potęgę. Brazylijczyk Luquinhas może być nową gwiazdą Legii i całej ligi. To chyba na razie życzenia tych, którzy zapłacili za niego podobno około czterysta tysięcy euro. Jak na polskie realia, gdy mało kto za kogokolwiek chce płacić, mnóstwo pieniędzy. A „ultraofensywny” zawodnik może się dotąd pochwalić głównie niezbyt budującymi faktami ze swego życiorysu związanymi z brakiem jedzenia i kąta do spania podczas trudnych początków kariery w ojczyźnie.

Kolejnym kandydatem na gwiazdę jest hiszpański napastnik Dani Aquino. Przed kilkoma laty wszedł na kilka końcowych minut meczu ostatniej kolejki Primera Division. I to w barwach słynnego Atletico Madryt! Zdążył nawet zaliczyć w debiucie asystę i już więcej nie… wystąpił. Czy w Piaście Gliwice, którego właśnie został zawodnikiem, będzie miał więcej szczęścia?

Właściwie zbroją się wszyscy. Codziennie informacja o jakimś nowym transferze. Głównie z zagranicy, i głównie tych, za których nie trzeba płacić. Jeśli wierzyć pojawiającym się przy okazji argumentom, właściwie każdy zawodnik powinien być znaczącym wzmocnieniem. Czy rzeczywiście można się za darmo wzmocnić? Mam pewne wątpliwości…

Wątpliwości mam więcej. Bo gdy mowa o nowych zawodnikach gdzieś między wierszami pojawia się też uwaga, że ci dotychczas najważniejsi w poszczególnych drużynach mają nadal być najważniejsi, o ile oczywiście „ktoś nagle nie odejdzie”.

Bo przecież transfer Carlitosa z Legii do Mallorcy raczej już nieaktualny, ale jak pojawi się nowa oferta łatwo się domyślić co będzie. Tym bardziej, że ta od beniaminka hiszpańskiej ekstraklasy oszałamiająca, jak na miejscowe realia, nie była (jeśli wierzyć mediom – trzy miliony euro), a nikt nie narzekał. W każdej chwili może też z Lechii odejść Haraslin. Zainteresowanie Robertem Gumnym, obrońcą Lecha Poznań, „wciąż jest duże”. Należałoby do tej listy dodać większość nazwisk piłkarzy, którzy w poprzednim sezonie coś w lidze znaczyli.

Bo z tą ligą, którą będzie można oglądać w siedmiu krajach, jest niestety tak, że choć podobno systematycznie rośnie w siłę, teoretycznie wbrew logice pozbywa się swoich najlepszych zawodników, gdy tylko znajdzie się chętny, by kogoś kupić. Dlatego w jej rosnącą potęgę pozwolę sobie po raz kolejny nie uwierzyć. A upewniła mnie w tym jedna z pozoru zupełnie neutralna informacja.

Legia poznała rywala w Lidze Europejskiej. Będzie nim drużyna Europa FC z Gibraltaru, która w rewanżowym meczu rundy wstępnej rozbiła 4:0 Sant Julià z Andory, choć w pierwszym przegrała na wyjeździe 2:3.

Gdy się o tym dowiedziałem, szybko sobie uświadomiłem gdzie jest polska piłka. Bo jeśli już na początku lipca w pierwszej rundzie Ligi Europejskiej klub, który ma ambicje gry w Lidze Mistrzów musi się mierzyć z amatorami z Gibraltaru, chyba łatwo zrozumieć gdzie ciągle jest?

▬ ▬ ● ▬