Pochwała zdrowego rozsądku i...

Fot. Trafnie.eu

Zaległy środowy mecz Cracovii z Legią (2:0) zakończył pierwszą część sezonu Ekstraklasy. Wręcz wymarzony moment, by spróbować ją podsumować.

Od kilku lat pilnuję się, by nie napisać o końcu rundy jesiennej, bo jeszcze przed zimową przerwą rozgrywane są przecież także kolejki tej rewanżowej. Dlatego określenie „pierwsza część sezonu” jest pozbawione ryzyka. Natomiast wielkim ryzykiem było przed sezonem typowanie drużyn przewodzących teraz w tabeli. Nie sądzę, by ktoś postawił na dwóch pierwszych miejscach na Śląsk Wrocław i Jagiellonię Białystok. Ja na pewno nie.

Obie drużyny sezon zaczęły słabo. Śląsk zremisował w Kielcach z Koroną 1:1, by następnie przegrać u siebie 1:2 z Zagłębiem Lubin, czyli zawsze prestiżowy mecz określany jako lokalne derby. Jagiellonia gładko poległa 0:3 na inaugurację w Częstochowie z rozpoczynającym obronę mistrzowskiego tytułu Rakowem. Ale z każdym następnym meczem wspomniana dwójka nakręcała się coraz bardziej. Efekt jest taki, że po 19 kolejkach Śląsk przewodzi tabeli z dorobkiem 41 punktów, Jagiellonia jest druga ze stratą trzech. I nie ma tu mowy o jakimś przypadku, skoro Śląsk potrafił rozgromić Legię 4:0, a Jagiellonia wygrać z Rakowem 4:2.

Śląsk chwalony jest za efektywność, Jagiellonia za styl. A zgodnie pokazują plecy potencjalnie silniejszym rywalom (Raków, Legia, Lech Poznań, Pogoń Szczecin) reprezentującym przecież Polskę w europejskich pucharach. Jak to możliwe? Najważniejsze, by odpowiedni ludzie znaleźli się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. I ten dobór zaczyna się od trenerów.

Śląsk przeprosił się ze zwolnionym wcześniej Jackiem Magierą, który pod koniec ubiegłego sezonu potrafił go utrzymać w lidze, a teraz wywindował na sam szczyt tabeli. Jagiellonia postawiła na debiutującego w roli pierwszego trenera Adriana Siemieńca. Jak widać, zamiast szukać odpowiedniego człowieka gdzieś za granicą lub wertować listy bezrobotnych ze znanymi nazwiskami, lepiej przyjrzeć się umiejętnościom tych, którzy są pod bokiem.

Obu trenerów kojarzę ze zdrowym podejściem do kadrowych możliwości prowadzonych drużyn. Zamiast narzekać i domagać się wzmocnień, maksymalnie wykorzystują ich potencjał. Na przykład Magiera Piotra Samca-Talara, a Siemieniec Bartłomieja Wdowika. Jak to się ładnie mówi – budują swoich piłkarzy. Obaj charakteryzują się zdroworozsądkowym podejściem do tego, co robią.

Wypowiedź Siemieńca po ostatnim meczu Jagiellonii z Puszczą Niepołomice świadczyła, że dostał bolesną lekcję. Prowadziła po pierwszej połowie 3:0. W drugiej dała sobie jednak strzelić trzy bramki i tylko zremisowała. U jej trenera widać było na konferencji prasowej złość, ale spokojnie podsumował:

„Chyba poczuliśmy się zbyt pewnie”.

On zbyt pewnie się nie czuje, co mu dobrze wróży. Chciałbym, żeby Jagiellonia walczyła na wiosnę ze Śląskiem o mistrzostwo dowodząc, że nie potrzeba wielkich budżetów, czy teoretycznie silniejszej personalnie kadry, by zawojować Ekstraklasę. Potwierdził to już w ubiegłym sezonie Raków zdobywając mistrzostwo z trenerem, który też rósł wraz z zespołem.

Teraz dół tabeli i dwójka, które wyraźnie odstaje od reszty: Ruch Chorzów i ŁKS Łódź. I jedni, i drudzy w ubiegłym sezonie wywalczyli awans. I wydaje się, że ta liga jest właśnie o nich za duża. Wniosek logiczny, bo całkiem niedawno powiększono przecież ligę o dwa zespoły, choć logiczne argumenty za tym nie przemawiały. A skoro postąpiono wbrew logice, więc wyniki zamykającej tabelę dwójki wydają się… logiczne.

▬ ▬ ● ▬