Piłkarska kadra czeka i...

Fot. Trafnie.eu

Zmarł Adam Gocel. Postać niezwykle barwna i wielowymiarowa. Cudowny człowiek. Od wielu lat był moim serdecznym znajomym, co piszę z prawdziwą dumą.

Dwóch ostatnich telefonów nie odebrał i nie oddzwonił. To nie było u niego normalne, wiedziałem więc, że jest źle. Mimo tego informacja o śmierci mnie zaskoczyła, trudno się z nią pogodzić, choć wiem, że niestety muszę.

Pan Adam emanował ciepłem i dobrą energią. Poziom jego empatii zupełnie nie pasował do wrednych współczesnych czasów, w jakich przyszło nam żyć, a w których dominuje obłuda, egoizm i chamstwo. Gdyby wszyscy dawali innym tyle siebie co on, jakże inaczej wyglądał by ten świat. Zawsze na zakończenie rozmowy było niezmiennie – „zdrowia!” - wymawiane wręcz z uzdrawiającą mocą. Czułem, że traktuje mnie z ojcowską serdecznością, co mogę z dumą dziś podkreślić.

Napisał autobiograficzną książkę pod tytułem „Moje trzecie życie”, Z wykształcenia lekarz weterynarii i dziennikarz. Przed wielu laty pracował w telewizji w redakcji rolnej. Ale zawsze był też, może przede wszystkim, wielkim miłośnikiem piłki nożnej. Wymyślił wspaniały program „Piłkarska kadra czeka”. Dzięki niemu chłopcy z wiosek na końcu świata mieli szansę zaistnieć w tym piłkarskim świecie. Opowiadał mi o jednym, który sześć kilometrów szedł na trening. To był Piotr Mosór, były piłkarz między innymi Ruchu Chorzów i Legii Warszawa, ojciec Ariela, obrońcy Piasta Gliwice. Opowiadał, że dostał sygnał o… niemowie, zdolnym chłopaku, który prawie się nie odzywa. To był przyszły reprezentant Polski Jacek Zieliński, dziś dyrektor Legii.

Napisałem kiedyś tekst pod tytułem: „Bo ja widzę rękoma”. Zanim wyjaśnię co oznaczał, muszę wspomnieć o zawartej w tekście pysznej anegdotce. Pan Adam wyjechał do Maroka na pięcioletni kontrakt związany z sektorem rolnictwa. Gdy zdano sobie sprawę z jego piłkarskiej wiedzy, gubernator prowincji mianował go trenerem ligowego drużyny Amal Tiznit! I ta grała z zespołem dużo bogatszego i silniejszego klubu Settat. Pod koniec meczu przyznano jej rzut karny. Wykonawca tak uderzył piłkę, że wyszła w... aut. Jeszcze bardziej zaskakująca była reakcja kibiców zachwyconych przebiegiem wydarzeń. Dopiero po chwili ktoś wytłumaczyć zszokowanemu polskiemu trenerowi, że tak wykonany karny był najwyższą formą okazania braku szacunku rywalom za lata upokorzeń. Stąd taka właśnie entuzjastyczna reakcja trybun.

Nasze pierwsze spotkanie nie miało jednak nic wspólnego ani z piłką, ani z dziennikarstwem. Pan Adam pewnego dnia odkrył w sobie zdolności bioenergoterapeutyczne. Dlatego właśnie mówił, że „widzi rękoma”. Mając pewne problemy ze zdrowiem postanowiłem skorzystać z jego pomocy, choć nie bardzo wierzyłem w skuteczność takich metod. Kazał mi stanąć w rozkroku, zamknąć oczy, skupić się i liczyć od stu do zera. Zaczął od ogólnego sprawdzenia stanu całego organizmu przesuwając dłońmi w niewielkiej odległości od mojego ciała. Po kilkunastu latach doskonale pamiętam co wtedy powiedział, jakby to powiedział przed kilkunastoma sekundami:

„O…, widzę, że z kolanem były jakieś problemy”.

I wtedy kolana się pode mną ugięły. Odpowiedziałem łamiącym się głosem:

„Tak, miałem w lewym zerwane przednie więzadło. Ale to było wiele lat temu!”

Rozbroił mnie swoim ciepłym głosem:

„Nie szkodzi, zawsze jakiś ślad zostaje”.

Gdy później wielokrotnie go odwiedzałem, często na początek zbliżał dłoń do mojego czoła mówiąc:

„Najpierw zdejmiemy trochę stresu”.

Wiem, że „zdejmował” go też wielu piłkarzom. Byli reprezentanci Polski, Tomasz Frankowski czy Jacek Krzynówek, tak jak i kilku innych znanych zawodników, przez lata korzystało z jego niezwykłej energii, dzięki czemu szybciej wracali na boisko po doznanych kontuzjach. Pan Adam pomógł nie tylko im. Uzdrowił nawet tych, którym dawano kilka tygodni życia, a cieszyli się nim jeszcze długie lata!

To nie była żadna szarlataneria. Tłumaczył mi, że został obdarzony niezwykłymi predyspozycjami, dzięki którym jego dłonie mogą odczuwać i przekazywać energię. Tłumaczył obrazowo, że ta wędruje po włóknie nerwowym do jądra komórki czyniąc zbawienne zmiany. Sam tego też doświadczyłem.

Ale też doświadczyłem niezwykłej znajomości z niezwykłym człowiekiem, z piłką w tle. Próbował pomagać nie tylko polskim piłkarzom. Wiem, że starał się przekonać Jürgena Kloppa, by pozwolił mu pomóc kontuzjowanemu Virgilowi van Dijkowi. Wspierałem go w tym znajdując kontakt do odpowiednich osób w Liverpoolu. Tak samo jak w Milanie w sprawie podobnej oferty pomocy dla Zlatana Ibrahimovicia…

Będzie mi brakowało ojcowskiego ciepła i uzdrawiającej energii Pana Adama. I tego zwykłego słowa – „zdrowia!”, które zawsze na koniec rozmowy nabierało niezwykłego wydźwięku. Już brakuje...

▬ ▬ ● ▬