Piątej ofiary nie było

W środowy wieczór w ojczyźnie zapanowała euforia, ponieważ mistrz kraju zapewnił już sobie udział w fazie grupowej jednego z europejskich pucharów.

Puchary są trzy i wszystkie nazywane ligami. Chyba dlatego, tak kombinuję na logikę, że prawdziwa liga sprawia wrażenie rozgrywek poważniejszych, bo gwarantujących udział przez cały czas ich trwania. Te oszukane ligi, tylko z częściową fazą grupową, są w rzeczywistości formą pucharów. I właśnie w owej fazie grupowej najsłabszej z nich, Lidze Konferencji Europy, ma już zapewniony udział Raków Częstochowa. Choć ciągle walczy o awans do tej najlepszej, czyli Ligi Mistrzów.

W środę awansował do jej trzeciej rundy kwalifikacji dzięki wyjazdowemu remisowi 1:1 w Baku z azerskim Karabachem FK. Tyle wystarczyło, bo w Częstochowie wygrał przed tygodniem 3:2. Choć nie tyle sam awans jest cenny, co pokonanie rywala, który wcześniej lał wszystkie drużyny z Polski i był nazywany ich katem. Gdy w 2010 roku eliminował Wisłę Kraków, nazwano to jeszcze kompromitacją. Gdy potem odprawił także Piasta Gliwice, Legię Warszawa i przed rokiem Lecha Poznań, wspomnianego słowa używano już z większą wstrzemięźliwością.

Dzięki Rakowowi piątej polskiej ofiary Karabachu już nie było. Ciekawy jestem jak azerskie media skomentowały odpadnięcie swojego mistrza? Czy w stylu naszych, czyli również nazywając jego środowy remis kompromitacją? Biorąc bowiem pod uwagę wcześniejsze wyniki z polskimi drużynami miały prawo oczekiwać kolejnego awansu.

Też się obawiałem takiego scenariusza, bo po pierwszym meczu w Częstochowie, choć przegranym przez Azerów, wydawali mi się drużyną z większym potencjałem. Chyba nie tylko mnie, bowiem przed rewanżem oczekiwania w rodzimych mediach były zdecydowanie ostrożne. Tym cenniejszy wydaje się wywalczony awans.

Stylem środowego meczu raczej trudno się zachwycać. Twarda, choć na szczęście nie brutalna gra, mnóstwo walki, sporo fauli i równie sporo strat piłki. Prowadzenie Rakowa na początku drugiej połowy po pięknym strzale Frana Tudora. Potem wyrównanie gospodarzy, którym dosłownie udało się wcisnąć piłkę do bramki. W końcówce Raków niemal wyłącznie się bronił, a gdy wychodził z kontratakami, nie potrafił ich sfinalizować. A wszystko toczone w upale - 29 stopni Celsjusza już po zapadnięciu zmroku, i dużej wilgotności - 70 procent, potęgującej odczucie gorąca.

Zbyt wiele już w życiu przeżyłem meczów polskich drużyn w europejskich pucharach, w których „było tak blisko” albo „zabrakło szczęścia”, bym się tym stylem specjalnie przejmować. Raczej wolę chwalić skuteczną grę, bo Karabach aż tak wielu sytuacji bramkowych nie miał. Raków potrafił się nie tylko dobrze bronić, ale wybronić korzystny wynik do samego końca.

Teraz czekają go mecze w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów z cypryjskim Arisem Limassol, czyli klubem trochę do niego podobnym. Stanowi nową siłę w miejscowym futbolu zostając w tym roku po raz pierwszy mistrzem kraju. Jeśli Raków go wyeliminuje, będzie miał już pewny udział w fazie grupowej Ligi Europy i zagra w ostatniej rundzie kwalifikacji o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jeśli Arisu nie zdoła pokonać, będzie miał już i tak zapewniony start w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy.

Mam nadzieję, że nikt się w tych wyjaśnieniach nie pogubił, bo starałem się przedstawić je jak najbardziej klarownie. I oby wymarzona faza grupowa Ligi Mistrzów była tą wersją scenariusza, który się spełni.

▬ ▬ ● ▬