Oporne piłkarskie klocki

Fot. Trafnie.eu

Dwie polskie drużyny zagrają w fazie grupowej europejskich pucharów. Do Rakowa, który wywalczył awans w środę, w czwartek dołączyła Legia.

Słowo „dołączyła” brzmi niewinnie, bowiem w rzeczywistości zafundowała kibicom ekstremalne emocje w ostatniej rundzie kwalifikacyjnej Ligi Konferencji Europy. Awansowała dopiero dzięki lepiej egzekwowanym rzutom karnym, zarządzonym po drugim remisowym meczu z duński FC Midtjylland, i to dopiero w drugiej ich serii.

Po typowej strzelaninie Legii w europejskich pucharach w tym sezonie (5,2 gola na mecz w pierwszych pięciu!), tym razem takiej kanonady nie oglądaliśmy. W Warszawie padł remis 1:1. Czyli nie było rozstrzygnięcia rywalizacji po dziewięćdziesięciu minutach i dogrywce, bowiem tydzień wcześniej w duńskim Herning też padł remis 3:3.

Według mojej teorii karne strzela się za karę, jeśli ktoś nie potrafi zdobyć wcześniej jednej rozstrzygającej bramki podczas regulaminowego czasu gry. Legia nie potrafiła nie tyle strzelić, co nie pozwolić rywalom na wyrównanie. Miała w pierwszej połowie przygniatającą przewagę, z której niestety nic nie wynikało, skoro nie stwarzała sytuacji bramkowych. W drugiej wreszcie stworzyła, gdy typową dla niej akcję rozprowadził Josué, z prawego skrzydła dośrodkował Paweł Wszołek, a wszystko zakończył celnym strzałem głową Tomáš Pekhart, dając gospodarzom prowadzenie.

Cóż z tego, skoro cieszyli się nim ledwie nieco ponad dziesięć minut. Goście zaczęli przeważać, co zakończyło się zdobyciem przez nich gola po strzale Paulinho spoza pola karnego. Obie drużyny miały jeszcze okazję do zdobycie rozstrzygającej bramki, ale ich nie wykorzystały, więc rywalizację musiały rozstrzygnąć karne. Legioniści strzelali bezbłędnie. Jedynym, który się pomylił i to dopiero w szóstej serii, był Stefan Gartenmann. Jego strzał obronił Kacper Tobiasz stając się bohaterem kibiców ze znajdującej się za jego plecami trybuny zwanej „Żyletą”. Udaną paradą dał Legii zwycięstwo w karnych 6:5 i awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy.

Jej kibice przygotowali przed meczem oprawę pod nazwą „Legioland”, nawiązującą oczywiście do słynnego wytwórcy klocków Lego pochodzącego z kraju rywali. Paradoksalnie do przewodniego hasła nawiązali także piłkarze obu drużyn, których gra sporymi fragmentami przypominała nieporadną próbę boiskowego składania piłkarskich klocków, wyraźnie stawiających im nadspodziewanie duży opór.

Dawno nie widziałem meczu, w którym byłoby tyle wybijanek, przebitek, strat, niecelnych zagrań. Piłka często fruwała wysoko, ale nie znamionowało to w żadnym przypadku wysokiego poziomu, wręcz przeciwnie. Wynikało z wykopywania jej w naprawdę wielu sytuacjach. Znajomy dziennikarz powiedział mi po meczu, że „tego nie dało się oglądać”. Aż tak surowej oceny bym nie wystawił, jednak mecz z całą pewnością, poza emocjami w karnych, nie należał do tych, które będzie się pamiętać ze względu na wyjątkowe akcje.

W polskio-duńskiej pucharowej rywalizacji w europejskich pucharach w ostatniej rundzie kwalifikacyjnej padł więc kolejny remis 1:1 i taki sam w konfrontacji drużyn z obu krajów, po wyeliminowaniu w środę Rakowa z Ligi Mistrzów przez FC København. Zespół z Częstochowy zagra jednak w fazie grupowej, ale już Ligi Europy. W piątkowe popołudnie, losowany z ostatniego, czwartego koszyka, pozwał rywali. Będą nimi: włoska Atalanta Bergamo, portugalski Sporting Lizbona i austriacki Sturm Graz. Ten ostatni wydaje się w teorii zdecydowanie w zasięgu Rakowa.

Legia, losowana z trzeciego koszyka, w Lidze Konferencji Europy zmierzy się z: holenderskim AZ Alkmaar, angielską Aston Villą i bośniackim Zrinjskim Mostar. Ostatni też wydaje się zdecydowanie w zasięgu Legii, ale wszystko i tak zweryfikuje boisko.

Warto jeszcze wspomnieć o występującej również w Lidze Konferencji Europy ukraińskiej Zorii Ługańsk, która ze względu na wojnę w swoim kraju, będzie rozgrywała mecze w Lublinie. Polscy kibice mogą więc zobaczyć tam w akcji belgijski KAA Gent (wyeliminował Pogoń Szczecin), izraelski Maccabi Tel Awiw i islandzki Breiðablik.

▬ ▬ ● ▬