Niestety niemożliwe

Liverpool pokonał Manchester United aż 4:0 w meczu dwóch najbardziej utytułowanych angielskich klubów. Nie wynik był jednak najważniejszy.

Zszedł zdecydowanie na dalszy plan, dlatego od dwóch dni media na całym świecie piszą o meczu z zupełnie innego powodu. W siódmej minucie kibice na Anfield Road wstali i zainicjowali klubowy hymn „You’ll Never Walk Alone” (w wolnym tłumaczeniu – nigdy nie zostaniesz sam).

Tradycyjnie zawsze tuż przed początkiem meczu wspomniana piosenka z musicalu „Carousel”, wylansowana w 1963 roku przez miejscowy zespół Gerry & The Pacemakers, jest puszczana ze stadionowych głośników i wzmacniana śpiewem kilkudziesięciu tysięcy gardeł.

Wrażenie niesamowite, szczególnie dla tych, którzy są tam na meczu po raz pierwszy. Dlatego każdy piłkarski kibic, jeśli tylko ma taką możliwość, powinien choć raz w życiu pojawić się na Anfield Road właśnie z tego powodu! Gdyby ktoś uważał, że przesadzam, niech najpierw tego doświadczy, a zaręczam, że zmieni zdanie.

Podczas wtorkowego meczu z Manchesterem United kibice Liverpoolu przekazali niesamowite wsparcie jednemu z zawodników rozgromionej drużyny, który tego dnia na boisku się nie pojawił. Od piłki są ważniejsze sprawy w życiu, o czym przekonał się boleśnie nieobecny Cristiano Ronaldo. Przed meczem oficjalnie poinformował, że stracił synka. Jego ciężarna żona spodziewała się bliźniaków. Na świat przyszła dziewczynka, niestety chłopiec nie przeżył porodu. Zdruzgotany ojciec tuż po takim traumatycznym przeżyciu nie był w stanie wystąpić w meczu, co zrozumiałe.

Kibice Liverpoolu w siódmej minucie, bo siódemka to przecież ukochany numer Ronaldo, postanowili go wesprzeć brawami, intonując jeszcze chwytającą zawsze za serce klubową piosenkę. Tym razem swoim gestem podbili serca (nie tylko) kibiców dosłownie na całym świecie, bo został zauważony także przez media nie zajmujące się futbolem.

Kiedyś już wspominałem, że Liverpool to jedno z moich ulubionych miast, że mieszkają tam niezwykle życzliwi ludzie, czego miałem okazję doświadczyć. To, co zrobili na meczu z Manchesterem United jest tylko potwierdzeniem wspomnianej tezy.

Byłem przez laty na meczu tych dwóch drużyn w Liverpoolu i zaświadczam, że nie zauważyłem, by ich kibiców łączyły specjalnie przyjazne stosunki. Tragedia piłkarza przeciwnej drużyny sprawiła jednak, że ludzka empatia wygrała z niechęcią do wielkich rywali, będących tego dnia przeciwnikiem na boisku.

Od razu zacząłem się zastanawiać, czy coś takiego mogłoby się wydarzyć na jednym z polskich stadionów ziejących wszelkimi odcieniami nienawiści z trybun? Czy kibice jednego klubu mogliby w ten sam sposób wesprzeć przeżywającego tragedię zawodnika przeciwnej drużyny? Nie musiałem się niestety długo zastanawiać. Jedyna odpowiedź jaka natychmiast przyszła mi do głowy została zawarta w tytule...

▬ ▬ ● ▬