Nie tak miało być?

Wiara w rosnącą potęgę polskiej klubowej piłki została brutalnie skonfrontowana z rzeczywistością. Takie wnioski nasuwają się po meczach w europejskich pucharach.

Ta wiara bazowała na wynikach uzyskiwanych w dwóch pierwszych rundach kwalifikacyjnych do wspomnianych pucharów. Żadnej porażki, przewaga zwycięstw z remisami, czyli sporo punktów do rankingu UEFA, która decyduje później o rozstawieniu lub nie w rozgrywkach w kolejnych sezonach. Moi rodacy w medialnych obliczeniach i komentarzach dali upust optymizmowi, który dało się wyczuć w czytanych tekstach. Czyli jaki kraj jeszcze za chwilę przeskoczymy w zestawieniu, a jak przeskoczymy, co to będzie w praktyce oznaczać. Niestety rozgrywki są tak zaplanowane, bo trudno, żeby było inaczej, że w kolejnych rundach do gry wchodzą coraz silniejsi rywale. I chyba niektórzy o tym zapomnieli sycąc się zwycięstwami z tymi słabszymi na początku.

Dlatego z szybkim przeskakiwaniem kolejnych europejskich federacji w rankingu UEFA mogą być problemy, co pokazały mecze polskich drużyn w Lidze Konferencji Europy w dwóch ostatnich dniach. Najpierw Pogoń Szczecin została doszczętnie rozbita 0:5 w pięknej Gandawie, która jednak piękna dla polskich drużyn nie jest na pewno. Najpierw poległa tam przecież Jagiellonia Białystok, a potem też Raków Częstochowa. Miejscowa drużyna KAA Gent staje się więc nowym katem polskich drużyn, gdy swoją bolesną serię zakończył niedawno azerski Karabach.

Mimo ciężkiego lania zafundowanego Pogoni w środę, przed czwartkowymi meczami kolejnych drużyn optymizm absolutnie nie osłabł. Naczytałem się opinii, że Legia Warszawa i Lech poznań są faworytami i nie ma się co bawić w dyplomację, tylko trzeba o tym mówić głośno i odważnie.

Trochę dziwiło mnie, że tak bezkompromisowo dołowano rywali Legii, czyli Austrię Wiedeń. Że to już nie ta drużyna, co kiedyś, że od dziesięciu lat nie zdobyła mistrzostwa, że ostatni sezon zakończyła dopiero na piątym miejscu, itp., itd. Nawet się trochę głupio poczułem przypominając, że Austria niestety dwa razy już kiedyś odprawiła Legię z pucharów (2004, 2006) i „teraz znów będzie jej przeciwnikiem, na pewno równie wymagającym jak przed laty”. Niestety słowa okazały się prorocze.

Legia przegrała w czwartek w Warszawie 1:2. Można śmiało stwierdzić, że zaczęła mecz wzorując się na Pogoni, ponieważ na samym jego początku podarowała bramkę rywalom. Zabawa jej zawodników z piłką przed własnym polem karnym, czyli próba wychodzenia spod pressingu, może być pokazywana jako materiał szkoleniowy pod tytułem – jak tego nie robić!

Niestety na początku drugiej połowy oglądaliśmy zachowanie w grze obronnej gospodarzy też pasujące do tego samego tytułu. Tym razem jednak można ją analizować pod kątem jak nie należy kryć rywali (czterem legionistów przy dwóch zawodnikach Austrii), którzy bez większych problemów zdołali najpierw dośrodkować piłkę, a potem posłać ją z kilku metrów głową do bramki.

Legia starała się odrobić stratę, co udało się jej częściowo w samej końcówce, gdy zdobyła bramkę. Niestety tylko jedną, dlatego pojedzie za tydzień do Wiednia na rewanż z porażką. Jej kibice po zakończeniu meczu w Warszawie skandowali: „W rewanżu tylko zwycięstwo”. Oby, choć przy takiej grze w obronie będzie o nie ciężko.

Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Legia zagrała z Austrią słabiej, niż w poprzednich meczach. Uważam, że zaprezentowała się podobnie. Niestety znów (za)łatwo traciła bramki jak z kazachskimi Ordabasami Szynkent. Różnica polegała na tym, że wtedy słabsi rywale pozwolili jej odrobić straty. Teraz na tle silniejszej drużyny błędy okazały się znacznie bardziej kosztowne.

Na koniec zostawiłem sobie Lecha z nadzieją, że wreszcie będzie kogo chwalić. Wygrał w Poznaniu ze Spartakiem Trnava, jak miał wygrać jako faworyt, ale tylko 2:1. Mecz nie był dla gospodarzy łatwy, bo goście niemal wyłącznie się bronili. Mimo tego Lech zdołał im strzelić dwie bramki, po naprawdę ładnych akcjach. Cóż z tego, skoro w końcówce dał sobie strzelić jedną, więc przed rewanżem zbyt dużej zaliczki nie ma. Znów, jak w meczach drugiej rundy z Żalgirisem Kowno, stracił bramkę w samej końcówce. Może choć w Trnavie uda mu się zachować czyste konto, co oznaczałoby awans do czwartej rundy.

Tylko czy to możliwe? W żadnym z dotychczasowych dziewięciu meczów drugiej i trzeciej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji Europy polska drużyna nie zachowała czystego konta!

▬ ▬ ● ▬