Nie grali pięknie jak zawsze, a…

Fot. trafnie.eu

Brazylia zdobyła Puchar Konfederacji. Po raz czwarty, a trzeci z rzędu, więc żadna niespodzianka. Ale rozbić w finale Hiszpanię, aktualnych mistrzów świata, 3:0?   

Grali pięknie jak nigdy, a przegrali jak zawsze. Pamiętacie jeszcze słynne zdanie komentujące kolejny nieudany start Hiszpanów w wielkiej imprezie? Obowiązywało do finałów mistrzostw świata w 2006 roku. A jak skomentować to, co stało się wczoraj na Maracanie? NIE GRALI PIĘKNIE JAK ZAWSZE I PRZEGRALI JAK NIGDY! Chyba pasuje idealnie.

Ten mecz przypominał mi trochę finał mistrzostw świata z 1998 roku. Podobne oczekiwania i taki sam wynik, nawet do przerwy. Tylko Brazylia w odwrotnej roli. Wtedy przegrała z Francją. A trzecia bramka, zdobyta przez Freda, do złudzenia przypominała mi tę strzeloną przez Emmanuela Petita. Z jednej strony drużyna umotywowana do bólu, z drugiej zespół wyglądający na nieco zmęczony zwycięstwami i sobą nawzajem. I w 1998 roku, i teraz.

Sukces był potrzebny Brazylii jak tlen. Bardziej jednak rządowi, niż trenerowi Scolariemu. Wydarzenia wokół stadionów wyglądały chwilami dramatycznie. Naród chciał chleba, dostał igrzyska. Podejrzewam, że w wielu miejscach kraju jeszcze trwa fiesta po zdobyciu pucharu przez Canarinhos.

Nie spodziewałem się tak pewnego zwycięstwa Brazylijczyków, podobnie jak w 1998 roku Francuzów. Co było w ich triumfie najważniejsze? Drużyna! Może to zabrzmieć dziwnie, bo rozmawiamy przecież o kraju największych piłkarskich indywidualistów. Ale nie mam najmniejszej wątpliwości, że w tym tkwiła jej siła. Scolari kojarzy mi się trochę z łobuzem, któremu nikt nie podskoczy. Więc żaden piłkarz też nie. Jeśli chce grać w reprezentacji, musi słuchać, co trener od niego wymaga. Może Brazylia nie gra tak widowiskowo jak kiedyś, ale za to skutecznie. Wczoraj było widać jak strasznie jej zawodnicy są naładowani i umotywowani. Z byle powodu rwali się do bitki z Hiszpanami. Wojownicy, jak ich trener.    

Scolari potrafił poskładać drużynę, w której gwiazdą jest Neymar. Ale nawet ten genialny technik niezbyt atletycznej postury, walczy jak bulterier w każdym meczu, fauluje kogo tylko może. A obok wyglądający jak czołg Hulk. I do kompletu bawidamek - Fred. No i jeszcze nasz chłopak z Łodzi, rewelacyjny defensywny pomocnik - Paulinho. Razem funkcjonują świetnie, bo każdy jest częścią drużyny. Może Neymara chwilami ponosi trochę fantazja, ale jak przesadzi w jednej akcji, wynagrodzi fenomenalnym zagraniem w drugiej.

Na razie Brazylia nie wygląda źle. Teraz jej największy problem, by za rok wyglądała jeszcze lepiej. Potencjał ma wręcz nieograniczony. Może więc w finałach mistrzostw świata zobaczymy jakiegoś nieznanego dotąd grajka o kosmicznych umiejętnościach? Każdy trener chciałby mieć teraz takie problemy jak Scolari. Ale nie każdy taką presję nad głową, jak on za rok.  

A co z Hiszpanią? Może należałoby zadać inne pytanie – czy to przypadek, że poniosła największą klęskę od lat w tym samym czasie co Barcelona w Lidze Mistrzów? Koniec pewnej epoki? Chyba za wcześnie na takie wyroki, nawet się zrymowało. Ale żółte światło (nawet pomarańczowe!) zapaliło się w głowie trenera Vicente del Bosque. Już wcześniej zapowiedział, że rozstanie się z reprezentacją w 2014 roku. W jakim stylu? Zanim to nastąpi obejrzymy jeszcze finały mistrzostwa świata, które zapowiadają się fascynująco.    

   ▬ ▬ ● ▬