Nie chcę się żalić, ale…

Coraz więcej komentarzy na temat powołań na Euro 2020 dokonanych przez Paulo Sousę. Część z nich przybrała jednoznaczną formę koncertu skarg.

Po raz kolejny potwierdziła się zasada, że zła informacja bywa zdecydowanie ciekawsza od tej dobrej. Dlatego w komentarzach po powołaniach Sousy, dominują te, w których przepytywani żalą się na podjęte przez niego decyzje. Szczególnie dotyczącą pominięcia Kamila Grosickiego.

Z jednej strony ich rozumiem, z drugiej nie mogę zrozumieć, dlaczego nikt nie pamięta, nie chce pamiętać, co na jego temat pisano i mówiono zaledwie przed kilkoma miesiącami. Przecież w sposób jednoznaczny ostrzegano go, że jeśli nie będzie grał regularnie w swoim klubie West Bromwich Albion, jeśli nie spróbuje go zmienić na inny, w którym mógłby liczyć na regularne występy w lidze, może na mistrzostwa nie pojechać. Jak więc można teraz być zaskoczonym?

Wiem, że Grosicki oddałby serce, nawet dwa, za reprezentację. Szanuję go za to. Ale widać dla selekcjonera ten argument nie był wystarczający, by znaleźć się na liście powołanych. Wystarczył jedynie, na umieszczenie na liście rezerwowej. Być może poprzedni selekcjoner, rodak Grosickiego, dokonałby innego wyboru. Portugalczyk doszedł jednak do wniosku, że zaawansowany wiekowo piłkarz, który nie ma szans na grę w jednej z najsłabszych drużyn Premier League, nie zbawi reprezentacji. Jego prawo wyboru. Jak każdego selekcjonera zatrudnionego przez związek. Raczej przez prezesa tego związku, który przecież stwierdził, że skoro go wybrał, wybór był dobry...

Wybory Sousy chyba najbardziej nie spodobały się agentowi innego zawodnika z rezerwowej listy. Mariusz Piekarski, świetnie czujący się w roli przepytywanego przed media, poskarżył się im na pominięcie piłkarza, którego interesy reprezentuje, czyli Sebastiana Szymańskiego. Jego wypowiedzi idealnie wpasowują się w schemat „nie chcę się żalić, ale”… (za: sport.tvp.pl):

„Na pewno jest mi przykro, ale nie będę teraz się żalił ani chłostał trenera. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Powiem krótko: Sebastian nigdy w kadrze nie zagrał na swojej pozycji. Zawsze mówiłem, że to jest środkowy pomocnik. Na środku pomocy rozegrał cały sezon w Dynamie Moskwa. Obejrzałem jego każdy mecz w lidze rosyjskiej i wiem, jaki poziom reprezentuje. Jako środkowy pomocnik na pewno byłby wartością dodaną, ale trener uważa inaczej. A to on rządzi składem”.

Ale powiedział jeszcze coś:

„Chciałbym, żeby kiedyś któryś z selekcjonerów dał mu kilka meczów szansy na środku”.
A może warto się zastanowić, dlaczego kolejny trener w reprezentacji nie daje mu tam szansy? Może na obu pozycjach są po prostu lepsi od klienta Piekarskiego? Rozumiem, że jest wpatrzony w swoich piłkarzy jak w obrazek, ale może jednak warto czasami zdobyć się na bardziej obiektywną refleksję, by nie robić komuś krzywdy?

A piszę tak mając w pamięci wypowiedzi tego samego agenta sprzed roku dotyczące innego jego zawodnika (za: sport.pl):

„Rozmawialiśmy z trzema klubami z Hiszpanii. Natomiast wiadomo, że nie wszystkie będzie stać na Michała. 7 mln euro to za mało za Karbownika. Cenę dyktuje Legia Warszawa i to ona jest tu rozgrywającym”.

Za ile i gdzie poszedł później, każdy chyba wie. Co nie przeszkodziło Piekarskiemu zaledwie przed kilkoma dniami przekonywać (za: sport.tvp.pl):

„Rozmawialiśmy chyba ze wszystkimi klubami, które były wymieniane w mediach, również z Manchesterem City. Napoli cały czas zdzwaniało się i z nami, i z Legią Warszawa. Sytuacja związana z koronawirusem mocno jednak wpłynęła na sytuację, Włosi nie zdołali też sprzedać kilku piłkarzy, co mogłoby uruchomić domino. Poza tym nie wszystkie kluby chciały od razu dać między 8 a 10 milionów euro, większość proponowała koło 5-6 milionów. Gdyby Legia wcześniej zgodziła się na takie pieniądze, wybór byłby większy. Na przykład moglibyśmy wówczas skorzystać z propozycji Salzburga, który był bardzo chętny do pozyskania Michała. Pojechaliśmy tam na rozmowy pół roku przed transferem do Brighton. Austriacy bardzo uważnie go obserwowali, poinformowaliśmy o tym klub. Przedstawiciele Red Bulla mieli w marcu zameldować się na rozmowach przy Łazienkowskiej, lecz dostali zakaz przemieszczania się po Europie, gdy koronawirus na trwałe zagościł na Starym Kontynencie. W związku z tym rozmowy się wysypały”.

Na razie to „wysypała” się kariera Karbownika, który jest dla mnie największym przegranym (nie)powołań Sousy. Nikt już nawet o nim nie wspomina. Wystarczyło kilka miesięcy, by odszedł w niebyt. Występy w rezerwach mocno przeciętnego angielskiego klubu nie są tym, co wróżył mu jego agent.

Bo powiedzieć i napisać można wszystko. Potem i tak opinie weryfikuje boisko. A jak boleśnie, widać na przykładzie Karbownika. Zwyczajnie mi go szkoda, bo wydawał się zawsze rozsądnym chłopakiem. I mam nadzieję, że takim pozostał, mimo że jest teraz na dużym piłkarskim zakręcie.

▬ ▬ ● ▬