Niby beztroska i nagle…

Fot. Trafnie.eu

W sobotę w Paryżu odbędzie się finał Ligi Mistrzów. Największym problemem dla jednego z trenerów finalistów okazali się nie rywale, ale… boisko. Zupełnie nowe.

W finale na Stade de France zagrają Liverpool FC i Real Madryt. Paryż przywitał obie ekipy słoneczną pogodą i przyjazną temperaturą. Nie przesadnie wysoką, więc idealną do grania. Sądząc po nastrojach panujących w obu ekipach też powinny być idealne do gry. Odniosłem jednak wrażenie, że raczej towarzyskiego meczu, a nie tego najważniejszego na koniec sezonu. Oczywiście w oparciu o to, co działo się na oficjalnych konferencjach prasowych i treningach dzień przed jego rozegraniem.

Piłkarze Liverpoolu najbardziej skupiali się na przykład na zabawie polegającej na trafianie piłką, uderzaną mniej więcej z linii pola karnego, w poprzeczkę. Słychać było wręcz wybuchy entuzjazmu, gdy komuś się udało, co, o dziwo, zdarzało się niezwykle rzadko.

Gdy po treningu angielskiej drużyny do swojego szykowali się zawodnicy Realu, w korytarzu pod ich szatnią pojawił się Thiago Alcântara i wręcz rzucił się w ramiona Marcelo. Pogadali trochę i znowu się wyściskali. Znów pogadali i znów, już na koniec, wyściskali się po raz trzeci. Naprawdę trudno było uwierzyć, ze następnego dnia zagrają przeciwko sobie w meczu o najcenniejszy na świecie puchar w klubowych rozgrywkach.

Na konferencjach prasowych humory dopisywały wszystkim, a szczególnie menedżerowi Liverpoolu Jürgenowi Kloppowi. Oczywiście zaprezentował filmowy uśmiech od ucha do ucha, stanowiący żywą reklamę branży dentystycznej. I oczywiście kilka razy solidnie się zaśmiał, co też stanowi od lat jeden z jego firmowych znaków.

Niemiecki szkoleniowiec trochę się zafrasował, gdy jeden z anielskich dziennikarzy zapytał go, czy wie, że na stadionie jest nowa murawa. Okazało się, że nie wiedział. I odpowiedział sarkastycznie, że to świetny pomysł, żeby kłaść taką dzień przed ważnym meczem. I dodał jeszcze:

„Przekonamy się jaka jest zła, przekonamy się jaka jest dobra...”

Ale szybko dodał, by ktoś później nie wypominał mu, że szukał wykrętów, że dopóki jest taka sama dla obu drużyn, nie widzi żadnego problemu. Bo chyba rzeczywiście problem okazał się wyolbrzymiony, skoro murawa, przynajmniej z wysokości trybun, prezentowała się świetnie. A ja mam świetne porównanie w tym względzie, bo wielokrotnie obserwowałem jak wyglądała w Warszawie na Stadionie Narodowym, gdy też kładziono ją przez zbliżającymi się meczami polskiej reprezentacji. I mogę poświadczyć, że nie jest to korzystne porównanie. Dla tej w Warszawie oczywiście.

Trener Realu Carlo Ancelotti z Kloppem równać się nie może przynajmniej pod względem występów na konferencjach prasowych. Ale i on postanowił błysnąć w Paryżu przypominając, gdzie kiedyś pracował. Czyli, że jest z niebieskiej części Liverpoolu, jako były menedżer Evertonu. I ta część miasta będzie w sobotę kibicowała oczywiście jego Realowi.

Można powiedzieć, że była to taka niewinna szpileczka wbita rywalom, w niczym nie zakłócająca szampańskiego nastroju przed ostatnim meczem sezonu w kraju kojarzonym przecież z szampanem. I nagle ten nastrój beztroski gwałtownie się zmienił.

Konferencja Kloppa dobiegała końca, gdy prowadzący pozwolił zadać ostatnie pytanie dziennikarzowi z Frankfurtu za pośrednictwem łączy internetowych. Menedżer Liverpoolu w swoim stylu od razu zażartował, że przecież o nie jest z Frankfurtu racząc obecnych kolejny raz szerokim uśmiechem. Ale szybko spoważniał, gdy dziennikarz poprosił go, by odniósł się do tego, że poprzedni finał Liverpoolu z Realem odbył się przed czterema laty w Kijowie, a ten sobotni został przecież przeniesiony do Paryża z Sankt Petersburga.

Skojarzenia w Ukrainą i Rosją nasuwały się same. Klopp długo się zastanawiał co powiedzieć. W końcu stwierdził, mówiąc o mieszkańcach Ukrainy:

„Jutro zagramy też dla nich”.

Zagrajcie!

▬ ▬ ● ▬