Nawet lepsze niż Donald Trump!

Fot. Trafnie.eu

Arka Gdynia zdobyła Superpuchar Polski. Po meczu zakończony remisem 1:1, zgodnie z regulaminem bez dogrywki, pokonała Legię w serii rzutów karnych 4:3.

W piątek rozpoczął się nowy sezon w polskiej piłce. Rozpoczął oficjalnie, bo nieoficjalnie przecież zaczął się już ponad tydzień wcześniej. Wtedy do boju ruszyły Lech i Jagiellonia, walczące w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europejskiej. Zdążyły rozegrać nawet mecze rewanżowe i awansować, zanim doszło do tej oficjalnej inauguracji. W wielu krajach rozpoczyna go spotkanie o krajowy Superpuchar. W naszym bywało z tym różnie.

Mecz mistrza ze zdobywcą pucharu przez lata był w Polsce podrzutkiem, z którym nie bardzo wiadomo co robić. Raz się odbywał, raz nie. Był nawet taki przypadek, że rozegrano go w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu! Niemożliwe? W polskiej piłce nie ma rzeczy niemożliwych. Sami sprawdźcie…

Czyli fakt, że mecz o Superpuchar się w ogóle odbył, jak Bóg przykazał tydzień przed startem ligi, stanowi niewątpliwy sukces. Szkoda, że przyjęto dla niego niestety formę, jaką przyjęto. Organizatorem był oficjalnie PZPN, ale Arka mogła się czuć jak na ligowym wyjeździe w Warszawie. Wpuszczono tylko skromną grupę jej kibiców na sektor dla gości.

A nie można było tego meczu rozegrać w sobotnie popołudnie na Stadionie Narodowym i nadać mu takiej oprawy, jak finałowi Pucharu Polski? Czego się bał PZPN? Pustych trybun? Skoro na Łazienkowską przyszło w piątek 26 756 widzów, czy na Narodowym nie zasiadłoby ze dwadzieścia tysięcy więcej? Szczególnie przy rozsądnie skalkulowanych niewygórowanych cenach biletów.

Mielibyśmy otwarcie sezonu jak w Anglii z meczem o Tarczę Wspólnoty na Wembley. Ale może za dużo wymagam? Na razie jest tylko jedno podobieństwo. W Polsce, jak w Anglii, za zdobycie Superpucharu dostaje się pamiątkową paterę (tarczę).

W piątek w triumfalnym geście wzniósł ją kapitan Arki Krzysztof Sobieraj. Niemożliwe stało się faktem? To już raczej prawo serii. Gdyńska drużyna w ciągu ostatniego roku trzy razy podbiła Warszawę. Najpierw na jesieni w lidze ograła Legię i nawet została na krótko liderem Ekstraklasy. W maju w finale Pucharu Polski pokonała faworyzowanego Lecha. I wreszcie na inaugurację nowego sezonu w spotkaniu o Superpuchar znów okazała się lepsza od Legii mającej aspirację ponownych występów w fazie grupowej Ligi Mistrzów. A przy okazji przetestowała wszystkie formy wygranej – najpierw w normalnym czasie, następnie po dogrywce, a teraz po serii rzutów karnych.

Jak już się wygra, forma przestaje mieć znaczenie, liczy się końcowy efekt. A ten w przypadku Arki jest wręcz imponujący - przez ostatnie dwa miesiące zdobyła dwa trofea, czyli o sto procent więcej niż wcześniej w całej swojej historii! To prawdziwa sztuka, bo na wiosnę Arka w lidze prezentowała się dramatycznie słabo.

W Gdyni się cieszą, a Warszawę po ostatnich wizytach będą wspominać nawet lepiej niż prezydent Donald Trump.

▬ ▬ ● ▬