Na co jest zawsze czas?

Fot. Trafnie.eu

Gdzie nie nadstawię ucha, ciągle słyszę komentarze po losowaniu eliminacji do EURO 2020. Grzechem byłoby więc nie pochylić się nad temat ponownie.

Czy było to rzeczywiście szczęśliwe losowanie? Zawsze może być gorzej. Chyba dobrze, że polska reprezentacja nie musi mierzyć się w grupie na przykład z Niemcami czy Turcją. Choć to wszystko czysta teoria, bo rzeczywistą siłę rywali oczywiście zweryfikuje boisko.

Jeśli po losowaniu grup eliminacyjnych wszyscy są zadowoleni, powinno to dawać do myślenia. W przypadku polskiej grupy jeden zadowolony nie jest, co daje do myślenia nawet podwójnie. Bo jeśli (prawie) wszyscy się cieszą, na końcu kilku będzie płakać. Na razie wydaje im się, że nie są tak słabi jak rywale, których za słabych właśnie uważają. Stąd fenomen owej powszechnej radości w grupie, w której oprócz Polski zagrają jeszcze – Austria, Izrael, Słowenia, Macedonia i Łotwa.

Ta ostatnia podobno z wylosowania orłów Brzęczka zadowolona nie jest. Dlaczego? Bo trafiła na zbyt... słabego rywala. Łotysze realistycznie oceniają możliwości swoich zuchów w eliminacjach, dlatego twierdzą, że nie mają szans na awans do finałów. A skoro nie mają, zawsze lepiej odpaść po porażkach z markowymi drużynami, do których niestety Polski nie zaliczają.

Nad Wisłą nastroje raczej odwrotne, może tylko z drobnymi wyjątkami. Czy rzeczywiście nie można tego „schrzanić”, czyli czy można już mrozić szampany? Zaręczam, że w piłce „schrzanić” można wszystko. Jeśli ktoś nie wierzy, ma z pewnością problemy z wyobraźnią albo z pamięcią.

W 2002 roku wydawało się, że z Łotwą trudno przegrać. Obecnemu prezesowi PZPN, wtedy jeszcze jako selekcjonerowi, się udało, nawet u siebie. I potem szybko podziękował za współpracę. Dlatego to Łotysze pojechali na EURO 2004 do Portugalii, bo nowemu trenerowi Pawłowi Janasowi nie udało się już uratować fatalnie rozpoczętych eliminacji.

W 2009 roku nasze orły wysłały na mistrzostwa świata do RPA Słowenię, czyli drużynę, na której sukces ciężko było stawiać przed rozpoczęciem eliminacji. Zaraz po porażce 0:3 w Mariborze zwolniony został Leo Beenhakker, gdzieś w stadionowym korytarzu czy na parkingu przy autokarze. Cały mecz zagrał wtedy Jakub Błaszczykowski, a w drugiej połowie na boisku pojawił się obiecujący 21-letni napastnik Robert Lewandowski. Może w formie przestrogi opowiedzą kolegom z kadry wrażenia sprzed dziewięciu lat?

Mało przyjemne wspomnienia. Oczywiście dla Polaków, bo dla Słoweńców wręcz przeciwnie. To był dla nich jeden z najbardziej pamiętnych meczów w historii. Ówczesny  trener Matjaž Kek (jeszcze w listopadzie w teorii kontrkandydat Nawałki do objęcia Lecha) znów jest selekcjonerem reprezentacji Słowenii. Materiał motywacyjny dla zawodników przed meczem z Polską ma już gotowy.    

Zbigniew Boniek napisał na Twittera po niedzielnej ceremonii w Dublinie:

„Mecze wygrywa się na boisku, nie na losowaniu”.

W rzeczy samej. Brawo! Warto zacytować jeszcze jedną jego opinię (za: tvp.pl):

„Nie będzie łatwo. W tej grupie jakikolwiek mecz na wyjeździe będzie trudny. Drużyny nie należą do elity europejskiej, ale są niebezpieczne”.

Nawet te z piątego koszyka – Macedonia i Łotwa – zdecydowanie groźniejsze niż Gibraltar czy San Marino. Zawsze mogą komuś urwać punkty. Oby grupowym rywalom, nie naszym.

Jeśli reprezentacja Polski rzeczywiście jest tak silna, jak wielu moich rodaków ciągle uważa, spokojnie poradzi sobie w eliminacjach. Jednak z chłodzeniem szampanów lepiej poczekać. Na to z pewnością starczy czasu. A czas, by mieć w sobie więcej pokory, jest zawsze.  

PS: Zbigniew Boniek zaraz po losowaniu powiedział w telewizyjnym wywiadzie, że (cytat z pamięci) miał wrażenie jakby w przegranym meczu z Łotwą w Warszawie w 2002 roku rywale grali przeciwko polskiemu trenerowi (czyli jemu), a na boisko nie było polskich piłkarzy. Ciekawa teoria. Może ktoś z ówczesnych reprezentantów się do niej odniesie???

▬ ▬ ● ▬