Może ze mną coś nie...

Fot. Trafnie.eu

Coraz mocniej zastanawiam się, czy jestem normalny? Bo martwię się na zapas za tych, którzy sami powinni mocno zastanowić się nad własnym losem.

Uświadomiłem to sobie, gdy przeczytałem dwie kolejne informacje o Arkadiuszu Miliku. Jeszcze nie zaczął normalnie trenować, a już wiadomo kiedy może zagrać! Wiadomo też, że klub chce go wypożyczyć. Podobno lista jest długa.

Zastanawiałem się, czy w ogóle podejmować ten temat. Bo ile można pisać o kontuzji Milika? Tylko której – pierwszej, ostatniej czy (nie daj Boże) przyszłej? Może rzeczywiście za bardzo się tym przejmuję?

Przecież Milik jest pełnoletni, zna swój organizm najlepiej, więc powinien wiedzieć co może, a czego nie. To samo powinien wiedzieć doktor, który kroił jego kolano. Kroił zresztą oba, więc choćby z tego powodu mam prawo od niego oczekiwać, że będzie wszystkich hamował – bez pośpiechu, bez napinki, dajcie chłopakowi spokojnie dojść do zdrowia!

Ale nic z tych rzeczy. Pan doktor w tempie ekspresowym wysyła go na boisko. I nie przeszkadza mu, że po pierwszym takim wysłaniu powrócił do niego jako pacjent potrzebujący pilnej pomocy. Jakby Milik był wyścigowym koniem, którego koniecznie trzeba wystawiać w najbliższym biegu, gdy tylko przestał kuleć.

Czytam, że może zostać włączony do kadry Napoli na mecz Serie A jeszcze w styczniu. To jakiś obłęd! Nikt jednak nie protestuje, wręcz przeciwnie. Znalazłem wyłącznie relacje, w których czuć wręcz podniecenie tym faktem.

A przecież po drugiej tak ciężkiej kontuzji kolana w tak krótkim czasie, powinno się raczej wydłużyć proces powrotu na boisko, chuchać na zawodnika po traumatycznych przejściach, by nie kusić losu. A tu widzę gotowość startu w wyścigu, w którym główną nagrodą może być kolejne nieszczęście.

Niestety mocno wątpliwą rolę odgrywa w tym spektaklu klub Milika. Napoli zaczęło dyskutować o jego ewentualnym wypożyczeniu na wiosnę do Chievo Werona, gdy ledwo podniósł się ze stołu operacyjnego na jesieni, a może jeszcze na nim leżał.

To już podobno nieaktualne. Aktualna jest długa kolejka chętnych do wypożyczenia polskiego napastnika. On jeszcze nie kopnął piłki (!), a już jest wypychany z klubu. Dla mnie normalna reakcja Napoli powinna być dość jednoznaczna w takiej sytuacji. Czyli wysłany w świat komunikat, że ich piłkarz będzie na wiosnę spokojnie dochodził do pełnej sprawności i na pewno nie pojawi się na boisku w jakimkolwiek meczu choćby dzień za wcześnie, by mieć pewność, że znów nie dozna jakiegoś urazu. Ale zamiast tego czytam tylko informacje bazujące na słowach „błyskawicznie” lub „ekspresowo”.

Zawodnika wypożycza się po to, by grał, a nie, by dać mu szansę na spokojne dojście do optymalnej formy. Ale jeśli w środę, czym pochwaliło się Napoli na swojej stronie, Milik odbył pierwszy trening z drużyną po kilkumiesięcznej przerwie, jak może być gotowy do gry jeszcze w styczniu? Czy po to, by zostać wypożyczony w zimowym oknie transferowym? Jeśli zawodnika można przygotować do gry w kilkanaście dni nawet po ciężkiej kontuzji, po co piłkarzom obozy przygotowawcze? W tym wszystkim brak logiki.

Ale skoro tylko ja się tym martwię, może ze mną jest coś nie tak? Albo ten piłkarski świat tak zwariował, że nie jestem już w stanie go pojąć?

▬ ▬ ● ▬