Młode orły nie nadleciały

Fot. Trafnie.eu

Polska bezbramkowo zremisowała w Gdańsku z Grecją. Mecz był co najwyżej taki sobie. Jednak trenerzy przekonali mnie, że nie ma sensu narzekać.

Znajomy zapytał – chce ci się jechać do Gdańska? Skoro pojechałem, znaczy, że się chciało. Przymusu nie było. Choć przez chwilę też miałem wątpliwości, czy rzeczywiście warto. Grecja w dole strasznym, po drugiej już porażce z Wyspami Owczymi! A naprzeciwko niej mocno przerzedzona reprezentacja Nawałki. Ale szybko znalazłem odpowiednie uzasadnienie.

Na mecz z Gruzją i Grecją PZPN wydał wspólny program. Miał dwie niezależne okładki. Na tej pierwszej – zdjęcie Krychowiaka z Szukałą i tytuł: „Zagrajcie to jeszcze raz!” Trafiony idealnie, bo przecież drugi raz było z Gruzją 4:0. Na drugiej okładce, gdy odwracało się program, trójka z Lecha – Kownacki, Linetty i Kędziora z tytułem: „Młode orły nadlatują!” A w środku tekst przewodni tej części programu:

„Tomasz Kędziora, Dawid Kownacki, Karol Linetty, Rafał Janicki i Patryk Tuszyński - to najwięksi wygrani tego sezonu T-Mobile Ekstraklasy.

Za bardzo dobrą formę, świetne ligowe występy, otrzymali wyjątkową nagrodę – powołania do reprezentacji Polski na mecze z Gruzją i Grecją.

Selekcjoner reprezentacji Polski, Adam Nawałka, zapowiedział już, że zwłaszcza w tym drugim spotkaniu, towarzyskim w Gdańsku, będzie chciał przyjrzeć się najbardziej wyróżniającym się zawodnikom w ekstraklasie. O ile Karol Linetty, Tomasz Kędziora i Rafał Janicki byli już wcześniej powoływani do kadry, o tyle kibice zupełnie nie spodziewali się nominacji dla Dawida Kownackiego z Lecha Poznań i Patryka Tuszyńskiego z Jagiellonii Białystok”.

Grecja nie jest światową potęgą, więc pomyślałem, że mecz z nimi będzie idealną okazją by w drużynie Nawałki, która została po Gruzji, rzucić do boju młode orły, jak zapowiadał program. Niestety nic z tych zapowiedzi się nie sprawdziło.

Gdy podano wyjściowy skład Polaków, okazało się, że jest w nim tylko Linetty. Kownackiego i Kędziory zabrakło nawet na ławce (z powodu urazów, jak się dowiedziałem), a Janicki z Tuszyńskim nawet się z niej nie podnieśli. Trochę to dla mnie niezrozumiałe, szczególnie w przypadku Janickiego, który miał szansę pohasać po murawie klubowego stadionu, na którym gra w lidze z Lechią. Ale przecież trener wie zawsze najlepiej, na kogo stawia.

Czyli moje uzasadnienie wyjazdu do Gdańska okazało się równie nietrafione, jak druga okładka programu meczowego. Pozostała mi możliwość pooglądania jedynego tego dnia fruwającego orzełka, Karola Linettiego. Starał się jak wszyscy, tego nie można oczywiście polskim piłkarzom odmówić. Cieszę się, że zagrał, jak zagrał. Bo jeśli ktoś miałby go kupić po tym meczu (a kto nie chciał, jak czytałem), jeszcze pewnie poczeka. I dobrze, bo po co wysyłać kolejnego młodego chłopaka na ławkę w jakimś zachodnim klubie. Niech walczy z Lechem w Lidze Mistrzów. Oby nie tylko w eliminacjach...

Ciągle szukałem logicznego uzasadnienia swojej wyprawy do Gdańska. Na szczęście są trenerzy i konferencje prasowe po meczu. Dlatego w końcu znalazłem. Wystarczyło posłuchać Nawałki. Na początek rzucił hasło - „duży optymizm”. Zakomunikował, że jest bardzo zadowolony ze zgrupowania, skoro jesteśmy liderem grupy. A "celem numer jeden był mecz z Gruzją". Ten drugi z Grecją miał charakter szkoleniowym. Oceniać nie ma jeszcze czego, bo trener obiecał zabrać się do tego dopiero następnego dnia. A o kilku dublerach w kadrze powiedział tak:

"Bardzo się starali, ale widać, że czeka ich jeszcze trochę pracy".

Sergio Markarián, selekcjoner reprezentacji Grecji, też nie wyglądał na rozczarowanego:

„Jesteśmy zadowoleni z wyniku. Pokazaliśmy niezłą grę”.

Czyli mnie też nie wypada narzekać. Wyprawa do pięknego i pełnego uroków Trójmiasta zawsze jest pełna atrakcji. Szkoda, że tym razem pozbawiona atrakcji piłkarskich.

▬ ▬ ● ▬