Mistrzowie świata z Köpenick

Po ostatnich derbach Berlina w połowie miasta karnawał, w połowie żałoba. Jedni marzą o tytule, drudzy znów rozpaczliwie bronią się przed spadkiem.

Wcześniej w Berlinie liczyła się tylko Hertha. Ale odkąd dorobiła się poważnej konkurencji w mieście, z każdym kolejnym sezonem staje się coraz mniej wyraźnym tłem dla sąsiadów. Właśnie przegrała piąte derby z rzędu! Czwarte w Bundeslidze i jeszcze jedne w Pucharze Niemiec. Pięć razy zlał ją 1.FC Union, czyli jeden z moich ulubionych klubów. Tym razem wygrał na stadionie rywali 2:0.

Żeby zrozumieć rangę wyniku trzeba znać trochę burzliwą historię miasta, w którym odbyły się derby. Miasta podzielonego przez dziesięciolecia betonowym murem. Dwa światy, które rozdzielał, w końcu udało się połączyć, ale pamięć o nim pozostaje żywa. To był mecz reprezentantów owych dwóch światów właśnie. Hertha ze swoim wielkim Stadionem Olimpijskim i jeszcze większymi ambicjami, czyli przedstawiciel dawnego Berlina Zachodniego, wymarzonej enklawy dla uciekinierów zza żelaznej kurtyny, czyli z Niemieckiej Republiki Demokratycznej.

I Union, drużyna z dzielnicy Köpenick, ze wschodniej części miasta, będącego kiedyś stolicą komunistycznego państwa wchłoniętego po zjednoczeniu przez Republikę Federalną Niemiec. Rozgrywa swoje mecze na kameralnym obiekcie o uroczej nazwie – Stadion przy Starej Leśniczówce, a jego siedziba mieści się w tej dawnej leśniczówce na skraju lasu. Z braku dostatecznych środków stadion remontowali kiedyś jego kibice, by ich ukochany klub mógł spełnić wymagania infrastrukturalne i dostać licencję pozwalającą na rozgrywanie na nim meczów. Atmosfera na każdym jest niesamowita, bo kibiców Union ma wyjątkowych. Kto będzie miał okazję, z Polski przecież niedaleko, niech sam sprawdzi, naprawdę warto.

Już to porównanie pokazuje, że nie ma przesady w pisaniu o klubach z dwóch różnych światów. Tylko, że w piłkarskim świecie wszystko wywróciło się do góry nogami. W Berlinie Ossi, czyli przedstawiciele dawnego NRD, leją od kilku lat Wessi, czyli tych z dawnego RFN. A chyba nie tak miało być?

Równo trzy lata temu uroczyście zakomunikowano o rozpoczynającej się świetlanej przyszłości Herthy, gdy pewien miliarder zaczął pompować w nią wielkie pieniądze. Wtedy między inny sprowadzono do Berlina Krzysztofa Piątka. Polskie media pisały o planie budowania w oparciu o niego wielkiej drużyny. Dziś Piątka już w Berlinie nie ma i nie ma śladu po wielkiej drużynie, bo Hertha kolejny sezon broni się przed spadkiem. W ubiegłym roku udało się jej go uniknąć dopiero w barażach. W obecnym, po trzeciej porażce w lidze na wiosnę, zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Pozostały tylko wielkie aspiracje, bowiem (za: goal.pl)

„Były sponsor Lars Windhorst zainwestował 374 miliony euro (408 milionów dolarów) od 2019 roku w Herthę, mając nadzieję, że klub będzie mógł dorównać Realowi Madryt, czy PSG. Ostatecznie z ambitnych planów nic nie wyszło. Windhorst w listopadzie minionego roku sprzedał swoje 64,7 procent udziałów firmie 777 Partners z Miami”.

Union awansował po raz pierwszy do Bundesligi w 2019 roku, czyli to dopiero jego czwarty sezon na najwyższym szczeblu rozgrywek w Niemczech, a już kolejny raz występuje w europejskich pucharach. Po trzech wiosennych meczach i trzech zwycięstwach, jest wiceliderem tabeli i ma tylko punkt starty do liderującego Bayernu. Choć trudno doszukać się w klubowej kadrze jakiś wielkich gwiazd porównywalnych do tych z Monachium.

Czy Union będzie mistrzem? Raczej wątpię, choć o niczym innym nie marzę. Szybciej Hertha spadnie z ligi niż Union ją wygra. Szczerze mu tego życzę, jednak nie wydaje mi się, by Bayern, posiadający ciągle wielki potencjał, dał się wyprzedzić. Ale nawet jak się nie da, drużyna ze wschodniej części Berlina i tak już jest dla mnie mistrzem… świata. Jej dorobek w kolejnym sezonie, biorąc pod uwagę możliwości, naprawdę imponuje. Tym bardziej, gdy osiągane wyniki porówna się z sąsiadami z zachodniej części miasta. Nie wiem jak długo potrawa passa Unionu, ale oby trwała jak najdłużej.

A płynie z tego niezwykle budujący wniosek, przynajmniej dla mnie, że największe nawet pieniądze same w piłkę nie grają. Miło sobie uświadomić, że w jednej z tych najsilniejszych lig czołową rolę ogrywa taki klub jak Union, a nie tylko Bayerny, Reale czy Manchestery.

▬ ▬ ● ▬