Miodowy miesiąc, nawet dwa

Fot. Trafnie.eu

Portugalczyk Fernando Santos został we wtorek oficjalnie przedstawiony jako nowy selekcjoner reprezentacji Polski na konferencji prasowej w Warszawie.

Oprócz niego na pytania dziennikarzy odpowiadał też prezes PZPN Cezary Kulesza i sekretarz generalny związku Łukasz Wachowski. Chyba rozczarowani byli ci, którzy liczyli, że ten pierwszy ujawni wiele szczegółów związanych z poszukiwaniami selekcjonera. Nie chciał wymienić nawet osób, które mu pomagały w tym procesie mówiąc, że to tajemnica. Ten drugi, odpowiadając sam na pytania dziennikarzy już po konferencji, powiedział ciekawe zdanie o jednym z kandydatów. Usłyszał od niego, że prowadzone negocjacje na wspomniany temat to „poker z obu stron”.

Nie wiem, czy Kulesza jest dobrym pokerzystą, ale wiem, że wręcz perfekcyjnie trzymał wszystkich w niepewności do ostatniej możliwej chwili, nie zdradzając nazwiska wybrańca. A gdy je już oficjalnie w poniedziałek wyjawił, zamieszczając w internecie wspólną z nim fotkę, został dopieszczony przez rodzime media jako wielki zwycięzca tego procesu. Chyba nawet większy niż człowiek, którego wybrał, a który jest odbierany w Polsce wręcz entuzjastycznie.

Takie odniosłem wrażenie czytając i słuchając opinii po wyborze Santosa na selekcjonera. Co prawda na wspomnianej konferencji próbowano lekko go podszczypywać, ale naprawdę wręcz niewinnie. Zapytano na przykład o pragmatyczne podejście i przykładanie dużej wagi do uważnej gry jego drużyn w defensywie.

Przypomnę tylko, gdyby komuś umknęło, że jednym z najcięższych zarzutów wobec poprzednika Santosa na selekcjonerskim stołku, była zbyt defensywna gra. Paradoksalnie ten, który miałby wykorzystać wreszcie niewykorzystane atuty ofensywne polskiego zespołu, po rozstaniu ostatnio z reprezentacją Portugalii, którą prowadził aż przez osiem lat, usłyszał zarzuty o niewykorzystywaniu jej… ofensywnych atutów. A przyznać trzeba, że miał kadrę grajków nieporównywalną (niestety!) z tą, którą będzie miał teraz.

Santos jednak nie potraktował takiej sugestii poważnie. Zaczął wyliczać ile bramek strzeliła reprezentacja Portugalii, a ile straciła. Nie odpowiedział też na pytania, na które żadnej konkretnej odpowiedzi się nie spodziewałem. Czyli o potencjalny ofensywny styl gry drużyny. Nie powiedział nic o swoim rodaku Paulo Sousie (nie ma zwyczaju oceniać pracy innych trenerów) czy o młodych polskich zawodnikach aspirujących do gry w reprezentacji. Uśmiał się najbardziej, gdy zastał poproszony o ocenę gry drużyny prowadzonej jeszcze przez Czesława Michniewicza podczas finałów mistrzostw świata w Katarze. Zażartował nawet, że to „tajemnica państwowa”, dodając, że w tej chwili nie ma zamiaru tego robić.

Santos potwierdził, że będzie współpracował w kadrze z polskimi asystentami – Łukaszem Piszczkiem i Tomaszem Kaczmarkiem, a Wachowski potwierdził, że jego kontrakt obowiązuje do końca eliminacji do finałów mistrzostw świata w 2026 roku. To ma być dowód zaufania dla trenera z wysokiej półki posiadającego wielkie doświadczenie, aż 14 lat (!) pracy z dwoma reprezentacjami – Grecji i Portugalii. Z tą pierwszą grał w Polsce podczas Euro 2012 i to w inaugurującym całą imprezę meczu na Stadionie Narodowym w Warszawie z drużyną prowadzoną wtedy przez Franciszka Smudę (zakończył się remisem 1:1).

Portugalczyk będzie zajmował się nie tylko pierwszą, ale też innymi reprezentacjami, by usprawnić proces szkolenia w polskiej piłce. Ma w tym pomóc decyzja o zamieszkaniu na stałe w Warszawie. Po załatwieniu ważnych spraw w Portugalii wróci wraz z żoną w lutym i wybiorą mieszkanie, w którym „będą się dobrze czuli”. Ten fakt został bardzo pozytywnie odebrany, bo ma świadczyć o poważnym traktowaniu wykonywanej pracy przez Santosa, który zapowiedział też, że będzie częstym gościem na meczach Ekstraklasy.

Na razie więc, po konferencji w miłej atmosferze, zaczął się dla niego miodowy miesiąc. Nawet dwa, bo równo za dwa miesiące pierwszy mecz eliminacyjny do mistrzostw Europy z Czechami w Pradze. A potem jak zwykle wszystkie słowa i deklaracje zweryfikuje boisko.

▬ ▬ ● ▬