Luddyzm, wersja XXI

Fot. Trafnie.eu

Szymon Marciniak stał się najpopularniejszą osobą w światowym futbolu. Nie jest to bynajmniej powód do dumy. Za to z pewnością temat do ciekawych przemyśleń.

Polski sędzia, wspomagany na stanowisku VAR przez rodaka, Tomasza Kwiatkowskiego, prowadził we wtorek mecz Ligi Mistrzów pomiędzy Paris Saint-Germain i Newcastle United (za: sport.pl):

„Nie dość, że popełnił kilka rażących błędów, to w doliczonym czasie gry podjął decyzję, która wpłynęła na końcowy rezultat. O jego występie piszą wszystkie sportowe media na świecie. Mało tego, Hiszpanie wieszczą nawet koniec jego ery”.

Ta decyzja dotyczyła podyktowania rzutu karnego: (za: przegladsportowy.onet.pl):

„W doliczonym czasie gry początkowo nie zauważył ręki Valentino Livramento. Przewinienia dopatrzył się dopiero po wideoweryfikacji. Postanowił podyktować jedenastkę, choć sytuacja wcale nie była klarowna — zanim piłka dotknęła ręki piłkarza Newcastle, najpierw odbiła się od jego klatki piersiowej”.

Karnego wykorzystał Kylian Mbappé ratując remis (1:1) dla PSG, po czym rozpętała się prawdziwa burza, czy wręcz histeria, w światowych mediach. Odnoszę wrażenie, że doskonale wpisuje się w pewną tendencję, którą obserwuję od pewnego czasu. Przy okazji decyzji podjętej przez Marciniaka po raz kolejny w tle pojawiły się całkiem liczne głosy próbujące wręcz kwestionować sensowność korzystania z systemu VAR. Bo dla niektórych to wręcz wytwór diabła, który postanowił zakłócić sielankowy nastrój panujący wcześniej na piłkarskich meczach.

Nasunęły mi się skojarzenia z… luddyzmem, czyli radykalnym ruchem społecznym w początkowej fazie rewolucji przemysłowej w XIX wieku. Robotnicy niszczyli wtedy maszyny tkackie sądząc, że to właśnie one są przyczyną ich nędznych warunków życia.
Chyba podobny sposób myślenia przyświeca przeciwnikom VAR-u, skoro apelują wprost, by umarł. Wystarczy porozbijać całą tę wredną maszynerię, a wtedy wszelkie problemy natychmiast znikną.

Naiwność takiego rozumowania i tęsknota za czasami przez VAR-em jest wręcz porażająca. Anglikom, którym po wtorkowym wieczorze tak bardzo się nie podoba, można przypomnieć słynną bramkę zdobytą przez Franka Lamparda na mistrzostwach świata w RPA w 2010 roku, w meczu ich reprezentacji z Niemcami. Bramkę, której nie było, choć została zdobyta, bo przecież piłka odbiła się z pół metra za linią bramkową.

Dziś taka sytuacja byłaby niemożliwa, bo natychmiast sędzia otrzymałby sygnał wysłany przez urządzenie systemu „goal-line technology” wspomagającego VAR. Dlaczego wspomniany system nie wzbudza tyle kontrowersji, co VAR? Dlatego, że to czysta maszyneria, w której wszystko można precyzyjnie sprawdzić dzięki nowoczesnej technologii. Nie ma tam miejsca na żadną interpretację. A VAR, czego dowodzi jego nazwa - „video assistant referee” (wideo asystent sędziego), TO CZŁOWIEK. Technologia tylko pomaga mu w podejmowaniu decyzji, a jeszcze nie urodził się człowiek nieomylny.

Piłkarski sędzia musi te decyzje podejmować na podstawie wyjątkowo nieostrych przepisów. To niestety przekorny urok piłki, czego niektórzy nie potrafią lub nie chcą pojąć. Nie da się niestety tak doprecyzować przepisów, by uniknąć ich interpretacji, która zawsze, szczególnie przy faulach czy zagraniach ręką w polu karnym, będzie zależała od konkretnego człowieka podejmującego decyzję.

Nie ma takiej możliwości, nie było i nie będzie, by te podejmowane przecież na bazie nieostrych przepisów, były jednoznaczne i nie budziły najmniejszych zastrzeżeń. I tylko ktoś wyjątkowo naiwny czy bezrefleksyjny może zakładać, że odstąpienie od VAR-u cokolwiek w tej kwestii zmieni.

Wydaje się, że od wprowadzenia tego systemu oczekiwano zbyt wiele. Czyli, że wreszcie ostatecznie rozwiąże wszystkie problemy związane z kontrowersyjnymi sytuacjami i ich oceną. Ale to niemożliwe! VAR może tylko sędziom w tym pomóc, a nie ich zastąpić. Im szybciej ktoś to zrozumie, tym łatwiej będzie mu zauważyć jego zalety, zamiast pastwić się nad sensownością stosowania.

▬ ▬ ● ▬