Lekko, łatwo, przyjemnie, ale...

Reprezentacja Polski Polski pokonała Estonię 5:1 w pierwszym meczu barażowym o awans do finałów mistrzostw Europy w Niemczech. Było tak, jak miało być.

Jak miało w najbardziej optymistycznym scenariuszu oczywiście. Bo teoretycznie mógł zostać zrealizowany także ten najczarniejszy, czyli porażka u siebie z potencjalnie dużo słabszym rywalem, który na dodatek był mocno osłabiony.

Dzień przed meczem na konferencji prasowej na pytania odpowiadał największy gwiazdor Estończyków, Konstantin Vassiljev. Odpowiadał po polsku, bo wiele lat występował w Jagiellonii Białystok czy Piaście Gliwice, więc ten mecz musiał mieć dla niego wyjątkowe znaczenie. Nie zdołał się jednak na niego wykurować po kontuzji. Choć nie wiem, czy byłby w stanie wiele pomóc swojej drużynie, bowiem Estończycy głównie biegali za piłką rozgrywaną przez Polaków, a on w wieku 39 lat już wiele na boisku nie biega.

„To był nasz bardzo dobry mecz. Nie pamiętam kiedy tak ostatnio zagraliśmy” – przyznał Piotr Zieliński.

Trzeba doprecyzować, że to był typowy mecz na jednej połowie, w którym gospodarze starali się sforsować ustawione od pierwszej minuty potężne umocnienia obronne (5-3-2) gości. Rozmontował je, po nieco ponad dwudziestu minutach, duet Jakub Piotrowski – Przemysław Frankowski. Pierwszy popisał się wspaniałym prostopadłym podaniem, które minęło praktycznie wszystkie linie rywali. Drugi tylko je spokojnie i precyzyjnie wykończył, najpierw gubiąc obrońcę, potem posyłają piłkę obok bramkarza. Wydaje się, że to był kluczowy moment meczu, którym zawsze jest dość szybko strzelona bramka, gdy jedna z drużyn tylko się broni.

Na pewno nie był to jedyny moment do pochwał dla Piotrowskiego, który zaliczył wyjątkowo udany występ, okraszony jeszcze później zdobytym golem. Wiele pochwał zebrał też drugi zawodnik niekoniecznie typowany w mediach do wyjściowego składu, czyli Nikola Zalewski. Tuż po przerwie idealnie dośrodkował piłkę, którą do siatki skierował głową Zieliński.

„Nie dało się tego nie strzelić” – pochwalił podanie Zalewskiego Zieliński przyznając, że była to dopiero jego druga bramka w karierze strzelona głową. I przyznać trzeba, że trener Michał Probierz trafił ze składem stawiając w wyjściowej jedenastce także na graczy nie dla wszystkich oczywistych.

Zieliński dobił tą bramką rywali, którzy dali sobie wbić potem jeszcze trzy kolejne. Po meczu starali się porażkę tłumaczyć między innymi wyrzuceniem z boiska Maksima Paskotšiego, przez co musieli przez ponad godzinę grać w osłabieniu.

„Ta czerwona kartka zmieniła dla nas mecz” – stwierdził estoński obrońca Ragnar Klavan.

Trudno się jednak z nim zgodzić, skoro mówimy o drużynie, która starała się Polakom wyłącznie przeszkadzać, więc tylko nieco mniej mogła przeszkadzać w pierwszej linii przeszkadzania, która skurczyła się z dwóch do jednego zawodnika. Tę teorię podzielił w pełni Zieliński:

„Nie mówiliśmy im, żeby dostali czerwoną kartkę. Po naszych dobrych akcjach gościu dostał dwie żółte i mogą mieć pretensje tylko do siebie. Gdy grali jedenastu na jedenastu też nic nie zrobili”.

Ale niestety zdołali strzelić bramkę pod sam koniec meczu grając w dziesiątkę. Było to przy wyniku 5:0. Chwila dekoncentracji w pierwszej i ostatniej poważnej akcji przeprowadzonej w tym meczu przez Estończyków!

„To nie nie powinno zdarzyć” – przyznał Zieliński.

Było więc lekko, łatwo, przyjemnie, poza wspomnianym momentem oczywiście, ale trzeba o tym jak najszybciej… zapomnieć. Zwycięstwo nad Estonią stanowiło tylko konieczny krok do awansu do finału baraży. Zostanie rozegrany we wtorek w Cardiff, a przeciwnikiem Polaków będzie Walia, która w czwartek pokonała Finlandię 4:1.

O awansie zadecyduje jeden mecz, w którym gospodarza przydzielono losowo. Niesprawiedliwe? Pewnie, że niesprawiedliwe, ale tak sobie wymyśliła UEFA. Choć z drugiej strony nie powinniśmy narzekać, skoro dostaliśmy w ten sposób dodatkową szansę na wejście do mistrzostw po sromotnie przegranych eliminacjach w grupie. W sumie więc dosyć uczciwy sposób, by we wtorek udowodnić, że się na ten awans jednak zasłużyło.

▬ ▬ ● ▬