Lekceważyć już nikogo się nie da

Fot. Trafnie.eu

Pozwolę sobie na pewne zapożyczenie, które czasami znajduję w wywiadach zawodników – już nie mogę doczekać się tego meczu! Bo naprawdę nie mogę.

Od początku tygodnia jestem bombardowany informacjami o piłkarzach dzielnie sposobiącej się do pierwszego meczu pod okiem nowego szkoleniowca. Na stadionie we Wrocławiu ma być komplet. Aura roztaczana wokół Adama Nawałki na razie ma posmak landrynkowo-cukierkowy. Jest fajnie, a powinno być jeszcze fajniej. Żeby tak po wyborze nowego trenera reprezentacja nie musiała grać żadnego meczu. By ten okres trwał i trwał, jak w bajce... Bez konieczności konfrontowania się z brutalną boiskową rzeczywistością. Szkoda, że się nie da.

Nawałka zaczął od wskazania kapitana, przedstawił klarowne zasady jego wyboru (najwięcej występów w kadrze). Wszyscy zadowoleni, nikt nie będzie kwękał, bo nie ma argumentów. Kuba Błaszczykowski, czyli ten, który był i pozostanie kapitanem, zadowolony najbardziej. Gdy już wszystko jasne, od razu pojawiły się głosy, że ta rola jednak trochę w Polsce… przeceniana.  

Pan trener zawstydził kadrowiczów, gdy zabrał ich na ściankę wspinaczkową i wdrapał się na szczyt sprawniej od wielu z nich. Z góry dopominał się (słusznie!) braw: „Nie słyszę”! W końcu dostał, należały mu się, co przyznaje z największym z możliwych obiektywizmem!

Artur Boruc trzyma kciuki za trenera i wierzy w sukces. Bramkarzowi Southampton podoba się, że Nawałka otwarcie mówi, czego oczekuje od piłkarzy i utrzymuje ich w przeświadczeniu, że „każdy jest równie ważny” dla reprezentacji. Dobrze, żeby to zrozumieli ci, którzy pierwsze mecze obejrzą z ławki rezerwowych. Może dlatego Boruc profilaktycznie przestrzega, by po tych ze Słowacją i Irlandią nie wyciągać żadnych wniosków. Oj, będzie ciężko. Sam mogę się zobowiązać, ale za innych nie ręczę…

Robert Lewandowski uważa, że dobrze byłoby rozpocząć pracę z nowym trenerem od zwycięstwa. Wszystko zależy od punktu widzenia. Ostatnim, któremu się to udało był Janusz Wójcik. Pamiętajmy co mówił premier Leszek Miller, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, tylko… Jeśli Nawałka ma skończyć jak Wójcik, niech lepiej ze Słowacją przegra.  

Asystent selekcjonera Bogdan Zając apeluje, żeby nie lekceważyć Słowaków. Nawet mi to do głowy nie przyszło! W 1998 roku byłem na meczu w Bratysławie. Też w listopadzie, też towarzyskim, wygranym 3:1. Od tamtego zwycięstwa jesteśmy piętnaście lat starsi. Ale czy piłkarsko lepsi? Wątpię. W tym czasie sąsiedzi z południa zdążyli nas zlać w eliminacjach do mistrzostw świata, których stali się później jedną z rewelacji (ograli Włochów, wyszli z grupy).

Gdy przed tygodniem przeczytałem tytuł: „Gwiazdy Słowacji w kadrze na Polskę”, zacząłem się zastanawiać – jakie gwiazdy? Ale rzeczywiście Marka Hamsika z Napoli czy Martina Skrtela z Liverpoolu nikomu przestawiać nie trzeba. A kto „tuszował słabości Legii” (cytat z Dariusza Dziekanowskiego), póki jeszcze grał? Jej słowacki bramkarz Dusan Kuciak.

Dlatego ja Słowaków nie lekceważę na pewno. Polacy teraz nie mają prawa lekceważyć nikogo. Od drużyny zajmującej 69. miejsce w rankingu FIFA trzeba przede wszystkim wymagać pokory. Czego możemy wymagać od jej nowego selekcjonera? Trochę więcej, choć nie za dużo, na ten temat będzie można powiedzieć już w piątkowy wieczór.  

▬ ▬ ● ▬