Kto zasłużył na puchary?

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia tym razem jak najbardziej obiektywne podsumowanie występu polskich drużyn w europejskich pucharach. Obiecane…

Bo rzeczywiście obiecane Jarkowi Tomczykowi, który wywołał mnie do tablicy na Facebooku komentując mój ostatni tekst:

„Ośmielam się wystawić swoje oceny polskim zespołom za udział w tegorocznych kwalifikacjach, podkreślę w kwalifikacjach, europejskich pucharów. Skala szkolna:

Lech celujący

Piast dobry

Cracovia mierny

Legia niedostateczny

Jeśli trzeba uzasadnię. Ciekaw jestem czy Pan Redaktor się zgadza, a jeśli nie to jakie stopnie wystawi?”

Odpisałem:

„Trzeba najpierw doprecyzować za co te oceny. Czy za wartość artystyczną, czy skuteczność. I koniecznie precyzyjnie ocenić siłę poszczególnych rywali, by dopiero na ich tle ocenić naszych orłów”.

Po chwili zastanowienia obiecałem jeszcze szerzej pochylić się nad tematem w kolejnym tekście, co niniejszym czynię. Zacznę od Lecha i doprecyzowania za co ma być oceniany. Jeśli za skuteczność, rzeczywiście zasłużył na najwyższą ocenę. Mając w pamięci występy polskich drużyn w europejskich pucharach w ostatnich latach, spisał się jak reprezentant innego… kraju.

Choć Cherleroi reprezentuje ligę belgijską klasyfikowaną w Europie w pierwszej dziesiątce, nie jest jednak drużyną, którą ta liga powinna się specjalnie chwalić. Ale sztuką było pokonać rywala będącego w danej chwili w zasięgu Lecha, choć to zwycięstwo w końcówce meczu mogło mu się wymknąć. Więc pochwały za to, że się nie wymknęło.

Na pewno jednak nie zasłużył na celująca ocenę za styl gry w drugiej połowie starcia z Charleroi. Odnosiłem nawet wrażenie, że piłkarzom z Poznania zrobiło się żal chłopaków z Belgii i postanowili im trochę pomóc. Stąd seria wydarzeń (karny, strata bramki po fatalnym wyprowadzaniu piłki, czerwona kartka) dowodzących jak wiele jeszcze Lechowi brakuje do ideału.

I na potwierdzenie owej tezy jeszcze prosty przykład. Jakub Moder, chwalony pod niebiosa w ojczyźnie od kilku miesięcy, miał w Charleroi wiele świetnych przechwytów w środku pola. I cóż z tego, skoro niemal za każdym razem dosłownie po chwili tracił piłkę niecelnie ją podając...

Zgadzam się, że na najgorszą ocenę zasłużyła Legia, teoretycznie klub z największym potencjałem. Choć zdołał pokonać dwóch rywali, to nawet w meczach z nimi trudno było dostrzec cokolwiek zasługującego na pochwałę. A przecież rozmawiamy o pokonanych drużynach, które musiały zaczął eliminacje Ligi Mistrzów od rundy wstępnej!

Po wpadce z Omonią Nikozja, a szczególnie zaprezentowanej w tym meczu formie, liczenie na wyeliminowanie zespołu Qarabağ Ağdam można uznać za szczyt roztargnienia. Choć uważam, że zanim jeszcze straszliwie zlał Legię w Warszawie, był totalnie niedoceniany w rodzimych mediach. Po raz szósty z rzędu zakwalifikował się przecież do fazy grupowej europejskich pucharów! A w piątkowym losowaniu składu grup Ligi Europejskiej znalazł się w drugim koszyku (!) na pewno nie przez przypadek.

Oceniając występy Cracovii i Piasta Gliwice, nie widzę między nimi aż tak wielkiej różnicy. Dla polskich klubów w europejskich pucharach najważniejszy jest zawsze jeden mecz więcej rozgrywany w Nyonie, czyli losowanie rywala w siedzibie UEFA. I Cracovia od razu ten mecz przegrała trafiając w pierwszej rundzie na szwedzkie Malmö FF, czyli drużynę zza wysokiej dla niej półki. Próbowała walczyć, mimo fatalnego początku (stracona branka w 21. sekundzie!), ale na zwycięstwo nie miała szans. Została na zimno wypunktowana.

Piast takiego rywala dostał dopiero w trzeciej rundzie. Też poległ, też w Skandynawii z duńskim FC København, choć też starał się walczyć na ile potrafił, choć też po słabiutkim początku.

Co do jednego nie mam żadnych wątpliwości - na prawdziwe europejskie puchary, które dopiero się rozpoczną w drugiej połowie października, z polskich drużyn zasłużył tylko Lech! Reszta była skrojona wyłącznie na kwalifikacje.

▬ ▬ ● ▬