Kto w kogo (nie)zwątpił?

Fot. Trafnie.eu

Poniedziałek upłynął pod znakiem zachwytów nad niezwykłymi wyczynami polskich piłkarzy w zachodnich ligach podczas ostatniego weekendu.

Najbardziej spodobał mi się komentarz, że Robert Lewandowski wreszcie się przełamał zdobywając dwa gole. Przełamał? To chyba na pół ze śmiechu, czytając różne rewelacje na swój temat. I tak jest postęp, bo nie trafiłem ostatnio na określenia w stylu „bezzębny”, gdy miał czelność nie strzelić bramki w jakimś meczu. Niestety ośmielił się nie trafić do siatki nawet w kilku kolejnych, więc zaczęły powstawać teorie o jego niemocy, kryzysie, itp., itd.

Lewandowski stwierdził, nie tak dawno zresztą, że nie jest maszyną. Gdy na niego patrzę odnoszę czasami wręcz odwrotne wrażenie. Wspaniała bramka z rzutu wolnego w ostatnim meczu ligowym w Moguncji wyglądała, jakby ktoś właśnie go zaprogramował.

Nikt jednak nie wymyślił jeszcze takiego programu, dzięki któremu napastnik strzelałby bramki w każdym meczu. Jeśli więc znów się to Lewandowskiemu przydarzy, a przydarzy się na pewno, niech prześmiewcy najpierw sprawdzą, czy wszystko wokół napastnika Bayernu funkcjonowało na boisku jak należy, czy dostawał podania, które powinien zamieniać na gole, albo czy rzeczywiście był w stanie sam poradzić sobie z trójką kryjących go obrońców...

Peany na temat występu Piotra Zielińskiego w Serie A chyba nawet przewyższały te dotyczące Lewandowskiego. W meczu Napoli z Palermo zaliczył trafienie i asystę. Mam nadzieję, że wszyscy chwalący mieli tyle samo wiary w umiejętności reprezentanta Polski w lecie po powrocie z EURO. Choć nie był wtedy za bardzo hołubiony przez rodaków, pozwoliłem sobie w jego umiejętności nie zwątpić. Mogę więc teraz śmiało podnosić głowę. Tym bardziej, że już przed trzema laty dostrzegałem to, co dziś widać jeszcze wyraźniej:

„Zieliński imponuje w wieku zaledwie dziewiętnastu lat. Potrafi przytrzymać piłkę, odegrać ją, przerzucić na drugą stronę boiska. I do tego uderzyć perfekcyjnie z rzutu wolnego, jak z San Marino. Jeśli takiemu smarkaczowi pozwalają w reprezentacji wykonywać wolne pod bramką rywali, najlepiej to świadczy jaką rolę odgrywa już w drużynie”.

I na koniec Łukasz Teodorczyk. Podczas weekendu strzelił kolejną bramkę dla Anderlechtu. Niby jeszcze mieszka w Brukseli, ale właściwie już jedną nogą jest w nowym klubie. Nie wiadomo tylko w jakim. Podobno kolejni chętni na liście to Milan i Liverpool. No, pięknie. Trochę mnie dziwi, że media raczej bezkrytycznie przechodzą nad tego typu transferowymi informacjami, ale może jestem niedzisiejszy?

Ciekawi mnie bardzo, kto Teodorczyka w końcu kupi. Już wiadomo, że z Dynama Kijów wykupi go Anderlecht po okresie wypożyczenia (za 4,5 miliona euro), żeby sprzedać z zyskiem. Belgijski klub nawet wyznaczył cenę dla kontrahentów – 20 mln euro! Czyli przebicie nie najgorsze, prawda?

Nawet gdyby cena wywoławcza była o jedno zero wyższa, zdania nie zmienię i nadal radzę się reprezentantowi Polski dobrze zastanowić, zanim wykona ten krok.

▬ ▬ ● ▬