Kto nie odleciał?

Fot. Trafnie.eu

Arka Gdynia jako pierwsza drużyna wywalczyła awans do Ekstraklasy na trzy kolejki przed końcem sezonu, co jest żywo komentowane w rodzimych mediach. 

Z tej okazji na stronie internetowej klubu w tekście pod tytułem „Ahoj, Ekstraklaso!” wyliczono:

„To szósty raz gdy Arka wchodzi na salony. Poprzednie awanse miały miejsce w następujących sezonach: 1973/74, 75/76, 2004/05, 07/08, 15/16. 

Będzie to także 17 sezon Arki w obecnej Ekstraklasie (wcześniej 1. lidze):  1974/75, 76/77, 77/78, 78/79, 79/80, 80/81, 81/82, 2005/06, 06/07, 08/09, 09/10, 10/11, 16/17, 17/18, 18/19, 19/20”.

Ostatnie pięć sezonów spędzone w drugiej lidze zwanej pierwszą, to jeden z najbardziej burzliwych okresów w dziejach klubu. Drużynie z drugiego poziomu rozgrywek udało się nawet awansować do finału Pucharu Polski w 2021 roku, w którym przegrała 1:2 z Rakowem Częstochowa. Ale bardziej od jej boiskowych dokonań uwagę kibiców i mediów koncentrowało to, co działo się w klubie. A było naprawdę nieciekawie (za: wyborcza.pl):

„Kolejne nieudane podejście do awansu do ekstraklasy i zajęcie odległej, ósmej pozycji w tabeli I ligi sprawiło, że cierpliwość kibiców względem właścicieli klubu wyczerpała się. Od kilku tygodni Jarosław i Michał Kołakowscy są na cenzurowanym, stali się nad morzem persona non grata.

Formalnie klubem rządzi Michał Kołakowski, lecz wszyscy zdają sobie sprawę z roli, jaką pełni jego ojciec, Jarosław Kołakowski, prężnie działający menedżer piłkarski, szef agencji KFM, do której należy kilkunastu piłkarzy występujących w Arce w minionej kampanii. Chociaż formalnie z klubem z Gdyni nie ma nic wspólnego, to on, jak twierdzą kibice i niektórzy byli piłkarze, podejmuje wszystkie decyzje”.

Przed dwoma laty sam mogłem się przekonać jak wygląda sytuacja w klubie:

„Mecze rozgrywane przez Arkę na własnym stadionie są bojkotowane przez większość jej kibiców. Gdy powiedziałem znajomej z Gdyni, że na taki się wybieram, spojrzała na mnie z wyraźną pogardą:

»Dlaczego? Przecież nikt na Arkę nie chodzi«.

Choć piłką specjalnie się nie interesuje, jednak była w temacie. To samo powiedział mi dzień wcześniej jej syn, który w odróżnieniu od mamy na meczach Arki bywał wielokrotnie. Zostałem przez nich potraktowany niczym jakiś łamistrajk. Próbowałem tłumaczyć, że po to idę właśnie na mecz, by opisać nienormalną sytuację. Nie wiem jednak, czy obydwoje przekonałem. Raczej wątpię”.  

Na szczęście sprawę przejęcia Arki udało się przed rokiem załatwić w koncyliacyjnej atmosferze, a klub wydał komunikat o zmianie właściciela: 

„1 lutego 2024 roku zostały podpisane ważne umowy dotyczące przyszłości Arki Gdynia S.A. Zawarta została Przedwstępna Umowa Kupna Sprzedaży między Michałem Kołakowskim i Marcinem Gruchałą dotycząca sprzedaży pakietu 75% akcji Arki Gdynia S.A. Równocześnie została zapłacona pierwsza, uzgodniona między stronami część ceny sprzedaży.

Ponadto zawarto ugodę dotyczącą prawa własności 50% akcji Arki Gdynia przypadających na rzecz Michała Kołakowskiego, który jednocześnie wpłacił pełną, ustaloną w Ugodzie cenę. (...)

W praktyce, Michał Kołakowski i Marcin Gruchała doceniając wypracowaną ofertę oraz zrozumienie dla wspólnego interesu Klubu, zamierzają konstruktywnie podejść do najbliższych tygodni lub miesięcy będących okresem przejściowym”.

I wydawało się, że wszystko zmierza do powrotu Arki do Ekstraklasy w ubiegłym sezonie. Na dwie kolejki przed końcem była na miejscu gwarantującym awans z sześcioma punktami przewagi! W takich przypadkach zwykło się mówić, że musiałoby wydarzyć się trzęsienie ziemi, by do niego nie doszło. I choć Polska leży poza strefą sejsmiczną, ziemia w Gdyni naprawdę się zatrzęsła. Najpierw porażka 1:2 w derbach Trójmiasta z Lechią (mającą już zapewniony awans) w Gdańsku, potem kolejna u siebie 1:2 z GKS Katowice, czyli dopiero trzecie miejsce w końcowej tabeli oznaczające konieczność gry w barażach. A w nich oczekiwane zwycięstwo 4:2 z Odrą Opole i decydujący mecz z Motorem Lublin. Arka prowadziła już po kwadransie 1:0, by w 87 i 90 minucie stracić dwie bramki i przegrać! W cytowanym już tekście na stronie klubowej tak to podsumowano:

„Niespełna rok temu nastał ogromny szok. Niedowierzenie i łzy. Tego do dzisiaj nie da się wymazać z pamięci. Ale wstać z kolan po zeszłorocznych wydarzeniach, i to w takim stylu, zasługuje na najwyższe uznanie”.

Zasługuje, choć to wstawanie nie było bezproblemowe. Słaby początek kolejnego sezonu sprawił, że Arka pożegnała się z trenerem Wojciechem Łobodzińskim. Zastąpił go asystent Tomasz Grzegorczyk, który radził sobie znakomicie - w 12 meczach 10 zwycięstw, 1 remis, 1 porażka. Ale jeszcze w trakcie rundy jesiennej klub oficjalnie ogłosił, że wraz z jej zakończeniem przestanie pełnić swą funkcję.

Decyzja nie wszystkim się spodobała. Dawid Szwarga, były trener Rakowa Częstochowa, który go zastąpił, nie przez wszystkich był na początku akceptowany. Szczególnie gdy w pierwszym wiosennym meczu prowadzona przez niego drużyna bezbramkowo zremisowała u siebie z Polonią Warszawa po naprawdę bezbarwnej grze. Ale z każdą następną kolejką prezentowa się lepiej, wygrała siedem meczów i zremisowała cztery. Niedzielne zwycięstwo u siebie 2:1 nad wiceliderem z Niecieczy zapewniło jej powrót do Ekstraklasy na trzy kolejki przed końcem sezonu (za: sport.tvp.pl):            

„Włodarze Arki uwierzyli w pomysł trenera Szwargi. W etykę jego pracy, dyscyplinę. Zaufali mu, nie bacząc na spore ryzyko. Ten odwdzięczył się w najlepszy możliwy sposób, spełniając marzenia wszystkich kibiców gdyńskiego klubu. Ogromny plus warto postawić także przy osobie Veljko Nikitovicia, który bardzo dobrze radzi sobie na stanowisku dyrektora sportowego.

Piłkarze Arki mieli spośród wszystkich ekip Betclic 1 Ligi najmniej gorszych momentów. Przecież ci panowie nie zaznali goryczy porażki od października ubiegłego roku! Nawet, kiedy mecz się nie układał, wyciskali z niego chociaż punkt. Arka awansowała zasłużenie. Arka awansowała w świetnym stylu. Arka awansowała jako drużyna”.

I ten, który ją do tego doprowadził od razu po niedzielnym meczu mocno schłodził nastroje. Gdy na gdyńskim stadionie panował wręcz eufotyczny nastrój, Dawid Szwarga stwierdził bez żadnego znieczulenia:

„Doskonale wiem, że na tę chwilę nie jesteśmy gotowi na Ekstraklasę – ani pod kątem personalnym, ani sztabowym czy organizacyjnym. Pod każdym względem musimy zrobić krok do przodu. To musi jasno wybrzmieć, bo w innym wypadku przygoda w Ekstraklasie potrwa bardzo krótko”.

Jeśli w takim monecie nie odleciał i potrafił trzeźwo spojrzeć na otaczającą go rzeczywistość, jest szansa, że Arka po powrocie do Ekstraklasy zagości w niej dłużej niż tylko przez najbliższy sezon. 

▬ ▬ ● ▬