Krótka rozprawka o uzupełnianiu kadry

Fot. Trafnie.eu

Informacje pojawiające się od wielu dni w zimowym oknie transferowym najpierw mnie irytowały. Teraz już raczej śmieszą. Głównie za sprawą...

Cienką czerwoną linię przekroczył prezes Legii Dariusz Mioduski. W udzielonym wywiadzie odniósł się do opisywanego niedawno sprowadzenia do Warszawy Chorwata z brazylijskimi korzeniami (za: przegladsportowy.pl):

„To jednak bardzo przemyślany transfer. Eduardo nie przychodzi za Jarka Niezgodę, bo na niego będziemy stawiać w pierwszej kolejności, Polak ma się jednak przy nim rozwijać. Jest jeszcze aspekt marketingowy. Mamy być zespołem, w którym grają najlepsi piłkarze, tacy, którzy przyciągają kibiców na trybuny. Po transferze dostałem maila od prezesa Arsenalu, który pogratulował nam sprowadzenia Eduardo. Odzew międzynarodowy był bardzo duży. To też buduje naszą markę”.

Panie prezesie, gratuluję poczucia humoru. Zachęcam jednak, by się trzymać mocno ziemi zamiast fruwać w oparach absurdu. Eduardo może być zawodnikiem pożytecznym dla Legii. Sam apelowałem, by przynajmniej pozwolić mu pokazać, co potrafi. Ale to piłkarz po poważnych przejściach i do tego w wieku przedemerytalnym. Budowanie na nim marki poprzez twierdzenie, że „odzew międzynarodowy był bardzo duży”, zakrawa na żart.

Skoro prezes Arsenalu gratulował podpisania z Eduardo kontraktu, dlaczego sam go nie zatrudnił? Niech Legia teraz sprzeda Chorwata do londyńskiego klubu!!! Powodzenia. A czas na „budowanie marki” był latem w europejskich pucharach, a nie poprzez kontraktowanie zawodnika, którym nie interesuje się już nikt w poważnym futbolu.

Obserwuję utrwalające się niestety zjawisko dotyczące ruchu w przeciwnym kierunku. Czyli kreowania „transferowych bohaterów”, którzy żadnymi bohaterami nie są. Sprzedanie jakiegoś grajka za milion czy dwa miliony euro jest nagłaśniane jako niewiarygodny sukces. Agent, który w tym uczestniczył, udziela na tę okazję okolicznościowego wywiadu, nawet serii wywiadów.

Trzeba wreszcie jasno powiedzieć – za takie pieniądze w Europie nie kupuje się już zawodników. Za takie pieniądze można najwyżej uzupełnić szeroką kadrę, ale tylko w klubach nie z tej najwyższej półki. Czym tu się chwalić, czym podniecać? Podobne reakcje świadczą niestety o głębokiej piłkarskiej prowincji jaką jest kraj, który tak reaguje na te mało znaczące transakcje. A określanie sum płaconych za piłkarzy „dobrymi pieniędzmi” jest po prostu śmieszne z punktu widzenia nawet średniaków w europejskim futbolu.

Kiedy się to zrozumie, może łatwiej będzie też zrozumieć, dlaczego tak wielu zawodników kończy swoją karierę w zagranicznych klubach na ławie, czy nawet na trybunach. Kosztowali niewiele, więc niewielka strata, najwyżej ryzyko wkalkulowane w zakup, jeśli nie będą grali. Zrekompensują je najlepsi, którzy przebiją się do podstawowej jedenastki i których będzie można później sprzedać za wielkie pieniądze. Tak ten biznes się kręci.

Dlatego warto zapamiętać, że PIŁKARZY SPROWADZA SIĘ DO KLUBÓW, A NIE DO DRUŻYNY. Miejsce w drużynie dopiero trzeba sobie wywalczyć. Biorąc pod uwagę ilu jest zawodników w kadrze, a ile miejsc w wyjściowym składzie, na pewno nigdy wszystkim się to nie uda.

▬ ▬ ● ▬