Kosztowny prezent i...

Dwie polskie drużyny rywalizowały w czwartek w europejskich pucharach. Jedna wygrała, druga wywalczyła remis z potencjalnie silniejszym rywalem.

Gdyby jednak próbować podsumować ten występ jednym słowem, najodpowiedniejszym wydaje się niedosyt. Związany jest z występem Rakowa Częstochowa w Lidze Europy i remisem 1:1 uzyskanym w Sosnowcu, gdzie rozgrywa swoje mecze w roli gospodarza w europejskich pucharach, ze Sportingiem Lizbona.

Pewnie wielu brałoby taki wynik w ciemno, bowiem Raków w pierwszych dwóch kolejkach grupowej rywalizacji tych rozgrywek nie tylko nie zdobył punktu, ale nawet bramki. Sporting od kilku dziesięcioleci (!) regularnie gra co rok w pucharach. Trener Dawid Szwarga opisując rywali, nawet nie wymieniając konkretnych nazwisk stwierdził, że wrażenia robi na nim sama „głębia składu”. Nie sądzę, by biorąc pod uwagę kadrową siłę portugalskiej drużyny, oczekiwał zbyt wiele od swojej.

Choć z drugiej strony Sporting wcześniej w Polsce nie wygrał, gdy dwa razy mierzył się w pucharach z Legią Warszawa. Raz zremisował, raz przegrał, a teraz zremisował ponownie. By zrozumieć jak do tego doszło nie wystarczy sam wynik, potrzebne są jeszcze szczegóły boiskowych wydarzeń.

Najważniejsze miało miejsce w ósmej minucie, gdy największy gwiazdor Sportingu, szwedzki napastnik Viktor Gyökeres, został wyrzucony z boiska. Wyrzucony słusznie, gdy brutalną nakładką zdewastował staw skokowy upadającego przed nim Zorana Arsenicia. Raków dostał więc na resztę meczu coś w rodzaju prezentu, bowiem miał grać w przewadze. Choć był to kosztowny prezent. Okazało się, że uraz chorwackiego obrońcy, wracającego dopiero do gry po złamaniu palca u nogi, jest na tyle poważny, że musiał opuścić boisko.

Zacząłem się wtedy zastanawiać co lepsze – grać w przewadze prawie cały mecz czy grać z rywalem w pełnym składzie, ale z Arseniciem na obronie, gwarantującym większą jej stabilność? Gdybym mógł wybierać, optowałbym za drugą opcją. Potwierdziły to wydarzenia na boisku, bo zaledwie po pięciu minutach Raków stracił bramkę po rzucie rożnym i uderzeniu głową Sebastiána Coatesa. A tylko przez dosłownie moment pod koniec pierwszej połowy widać było jego przewagę jednego zawodnika, gdy stworzył kilka sytuacji na polu karnym rywali.

Po przerwie mecz toczył się już praktycznie na połowie Sportingu dowodząc, że błędnie wybrałem jedną z dwóch opcji. Przygniatająca przewaga Rakowa przyniosła jednak tylko jedną bramkę po najładniejszej akcji meczu zakończonej przez Fabiana Piaseckiego. W zdobyciu kolejnych na pewno nie pomógł fatalny stan boiska na wynajmowanym z konieczności stadionie w Sosnowcu, na którym zawodnicy ślizgali się jak na lodzie.

Szkoda straconej szansy na zwycięstwo z potencjalnie silnym rywalem. Szkoda tym większa, że oddala Raków od wyjścia z grupy choćby z trzeciego miejsca, gwarantującego udział w fazie pucharowej Ligi Konferencji Europy na wiosnę. Z jednym punktem zajmuje ostatnie miejsce, a drużyna, z którą ewentualnie może o wspomniane trzecie walczyć, czyli austriacki Sturm Graz, zremisował z Atalantą Bergamo 2:2 i ma tych punktów już cztery.

Liderem grupy w Lidze Konferencji Europy jest za to Legia. W czwartek pokonała w Mostarze Zrinjskiego 2:1. Choć najpierw straciła bramkę, gdy najlepszy strzelec rywali, Nemanja Bilbija, potwierdził swą skuteczność. Potrafiła jednak potem zdobyć dwie, jedną po samobójczym strzale Slobodana Jakovljevicia, a następnie wręcz perfekcyjnym uderzeniu głową Blaža Kramera.

Ważniejsze jednak od strzelców bramek wydają się nazwiska sędziów… VAR. Byli nimi Włosi: Daniele Paterna i jego asystent Marco Di Bello. Zmienili decyzję sędziego głównego, uznając bramkę zdobytą przez Kramera. Nie uznali za to dwóch zdobytych przez Zrinjskiego. Mam nadzieję, że po tym meczu nikt w Legii już nigdy na VAR narzekać nie będzie.

Warszawska drużyna po trzech kolejkach jest liderem grupy i ma realne szanse na zajęcie jednego z dwóch pierwszych miejsc gwarantującego awans do fazy pucharowej rozgrywek, bowiem w drugim meczu w Holandii AZ Alkmaar przegrał z Aston Villą 1:4. I można przekornie powiedzieć, że żaden prezes ani piłkarz angielskiego klubu nie został przy tej okazji pobity ani aresztowany, a wszyscy mogli bez problemów opuścić stadion.

▬ ▬ ● ▬