Kopiuj – wklej

Fot. Trafnie.eu

Rozpoczęła się faza grupowa europejskich pucharów. Co mądrego można napisać na inaugurację sezonu Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej?

To samo, co przed rokiem, czy dwoma laty. Nic się praktycznie nie zmieniło, więc metoda (patrz tytuł) jak najbardziej wskazana. Tak jak przed rokiem (dwoma laty) nie jest przecież większym problemem wskazanie wąskiego grona faworytów do triumfu w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Znów Real albo Barcelona? No, może jeszcze Atletico? A kto inny, jeśli nie oni? Od kilku lat liga hiszpańska rządzi i dzieli. Nic nie wskazuje na to, by coś miało się zmienić.

Choć kolejny raz należy zadać pytanie – czy to wreszcie będzie sezon Paris Saint-Germain? Jeśli po jego zakończeniu okaże się, że odpowiedź jest twierdząca, wreszcie dojdzie do jakiś zmian.

Ochotę na triumf w maju ma znów Juventus. Jednak miejsce w szeregu pokazał mu w ostatnim finale Real, a w tym tygodniu w pierwszej kolejce nowych rozgrywek Barcelona. Trudno uwierzyć w drużynę z Turynu jako nową, już kompletną, potęgę europejskiego futbolu. Ta sama uwaga dotyczy Bayernu, co w głośnym wywiadzie dokładnie wypunktował niedawno Robert Lewandowski.

Można jeszcze wspomnieć o klubach angielskich. O Chelsea, ale przede wszystkim Manchesterze City, bo United dostał lekcję pokory w sierpniowym Superpucharze Europy. Takie samo pytanie, jak w przypadku Paris SG. Czy to już sezon Man City? Wątpię. Bo pewnie kiedyś będzie, tylko kiedy?

I na tym należało zakończyć rozważania dotyczące drogi do finału Ligi Mistrzów w Kijowie w maju 2018 roku. Reszta pełnić będzie najwyżej rolę... drzew stojących po jednej czy drugiej stronie tej drogi.

Taki Qarabag na przykład zaliczył na dzień dobry nokaut 0:6 na Stamford Bridge w Londynie. Ale dla niego finałem imprezy był ostatni mecz w kwalifikacjach. Sam udział w fazie grupowej to już nagroda za wywalczony awans. Nikt rozsądny niczego więcej od niego wymagać nie może.

Tak samo jak od Celtiku, 0:5 w Glasgow na inaugurację z Paris SG, czyli europejskiego przeciętniaka. Jak policzy na koniec zyski ze startu w elitarnych rozgrywkach, i tak będzie zadowolony. Właśnie przeczytałem, że pula nagród w porównaniu z pierwszą edycją w sezonie 1992/93 wzrosła 31 (słownie: trzydzieści jeden) razy!!!

W Lidze Europejskiej także bez zmian. Dla piłkarskiej prowincji (Vardar Skopje) to szansa, żeby zobaczyć jak smakuje namiastka wielkiego futbolu. Dla tych najsilniejszych (Arsenal) rodzaj czyśćca przed próbą powrotu do lepszych rozgrywek za rok. Odwrotnie niż w Lidze Mistrzów trzeba zgadywać, kto może w tych rozgrywkach triumfować. A najlepiej zacząć się nad tym zastanawiać dopiero na wiosnę, gdy wiadomo będzie kogo dostaną w spadku z trzecich miejsc w grupach w ważniejszej lidze.

Ale i Liga Europejska może być prawdziwym świętem. Na czwartkowy mecz z Arsenalem do Londynu zjechało dwadzieścia tysięcy kibiców 1.FC Köln, choć ich klub otrzymał 2 900 biletów na sektor gości. Pod stadionem zrobiło się takie zamieszanie, że ze względów bezpieczeństwa początek spotkania opóźniono o godzinę. Kibice z Kolonii czekali na ponowny występ w europejskich pucharach równo ćwierć wieku!

I na koniec zgadywanka. Czy potraficie rozszyfrować tych zawodników? Spróbujcie się skupić: Woo-cash Peesh-check, Voy-check Schen-snee i Ya-coob (R)Jezz-nee-chack. Naprawdę nie wiecie o kogo chodzi? Trochę wstyd. Przecież redaktorzy z uefa.com tyle się natrudzili, by pomóc prawidłowo wymówić nazwiska zawodników grających w tym sezonie w Lidze Mistrzów. Powstał na wspomnianej stronie specjalny artykuł z zapisem fonetycznej wymowy nazwisk. Owa trójka to trzech naszych orłów: Łukasz Piszczek, Wojciech Szczęsny i Jakub Rzeźniczak...

▬ ▬ ● ▬