Kolejna awaria?

Fot. Trafnie.eu

Polska wygrała w Warszawie z Danią w meczu eliminacyjnym do mistrzostw świata. Pozostało po nim równie wiele pytań, co strzelonych bramek.

Miały być trzy punkty i są po zwycięstwie 3:2. Jeśli ktoś meczu nie widział, wynik niewiele mu powie. Mój znajomy zaraz po końcowym gwizdku stwierdził roztrzęsiony, że ma dość, bo o mało nie dostał zawału serca. Wiem, że ogląda regularnie mecze Polaków, więc zapytałem - jakiego zawału? Przecież podobnie wyglądały niemal wszystkie w poprzednich eliminacjach. O tym pierwszym w kolejnych z Kazachstanem już nie wspominałem... Powinny działać jak „szczepionki”, uodpornić każdego.

Na konferencji po meczu trener Adam Nawałka usłyszał pytanie – co się dzieje z reprezentacją Polski? Dla mnie zupełnie niezrozumiałe. No właśnie nic się nie dzieje, gra swoje. Gdyby z Danią zagrała po przerwie jak w pierwszej połowie, pytanie byłoby zasadne.

Bo do przerwy orły Nawałki prowadziły 2:0. Tak jak w Astanie przed miesiącem. Dania mnie rozczarowała, dlatego wynik nie dziwił. Ale mając w pamięci mecz z Kazachstanem, czekałem bez podniecenia na to, co może wydarzyć się w drugiej połowie.

A tu zaraz po wznowieniu gry trzecia bramka. A wszystkie zdobył Robert Lewandowski. Tę ostatnią po indywidualnej akcji. Pognał sam przez pół boiska mając dwóch rywali na plecach i jeszcze zdołał precyzyjnym strzałem z ostrego konta zmieścić piłkę przy słupku! Niech się rumienią ze wstydu wszyscy, którzy wypisywali ostatnio głupoty o „kryzysie” napastnika Bayernu.

Czyli ledwo zaczęła się druga połowa, a wydawało się, że mecz już się skończył. Wynik 3:0, a pełne trybuny szalały ze szczęścia. No i wtedy nastąpiła, jak to plastycznie ujął niedawno na jednej z konferencji prasowej Adam Nawałka - „mała awaria”. Dwie stracone bramki i nerwówka w końcówce.

Nawałka użył takiego określenia opisując wydarzenia po przerwie w spotkaniu z Kazachstanem. Teraz można już powiedzieć, że wtedy była raczej wielka awaria, mała najwyżej w meczu z Danią. Tylko co to za awaria, która zdarza się raz po raz? To niestety smutna norma towarzysząca pracy urządzenia.

Niech mi więc nikt nie wmawia, że w Astanie był wypadek przy pracy. Ta drużyna po prostu tak ma. Nie potrafi zagrać na równym wysokim poziomie całego meczu, jakby się nie starała. Przecież każdy z polskich zawodników zagrał w sobotę jak potrafił najlepiej, z pełnym zaangażowaniem i ambicją. Śmiem twierdzić, że gdyby Duńczycy mieli trochę więcej atutów, pewnie w Warszawie by zremisowali, odrabiając trzybramkową stratę. Smutna refleksja po meczu, który dał przecież trzy punkty.

Jeszcze bardziej mnie smuci koszmarna kontuzja kolana Arkadiusza Milika. Na żywo nie wyglądało to tak dramatycznie. Gdy jednak zobaczyłem telewizyjne powtórki i nienaturalnie wygiętą nogę, nie byłem zdziwiony diagnozą o mocno naderwanych więzadłach krzyżowych przednich.

Kamil Glik przyznał po meczu, że gra właściwie pospinany na agrafkach z naderwanym więzadłem tylnym! Pytanie - dlaczego więc w ogóle gra z takim urazem? I drugie pytanie - czy to początek serii poważnych kontuzji reprezentantów po długim i wyjątkowo ciężkim sezonie?

▬ ▬ ● ▬