Już zaczęła się „pompka”?

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o rozpoczęciu sezonu Ekstraklasy. I jeszcze słowo, nawet… dosłownie, o nowym selekcjonerze reprezentacji.

Pierwsze piątkowe mecze nowego sezonu Ekstraklasy pasowały do siebie wręcz idealnie. Choć zupełnie nie pasowały do przedsezonowych wyobrażeń. Bo jeśli na inaugurację drużyna, która za chwilę będzie reprezentowała Polskę w europejskich pucharów, dostaje u siebie ciężkie baty od beniaminka, to jak to nazwać?

Rzadko sięgam po skrajne określenia, którymi ociekają wręcz współczesne media, by w ten sposób zapracować na większą klikalność, ale w tym przypadku innego nie znalazłem niż szok. Wiele mogłem się spodziewać po meczu Jagiellonii Białystok z Bruk-Betem Nieciecza, ale nie porażki tych pierwszych aż 0:4! Jej rozmiar jest doprawdy szokujący.

Mając wspomniany wynik w pamięci już spokojniej mogłem przyjąć przegraną mistrza Polski Lecha Poznań z Cracovią 1:4, mimo że zdążyłem przeczytać o jego „niechlubnym rekordzie wszech czasów” (za: sport.tvp.pl):

„Porażkę w tak wysokich rozmiarach można tłumaczyć zabójczą skutecznością gości z Krakowa. To jednak nie styl, a wynik jest najważniejszym faktem. Statystyka jest bezlitosna – żaden mistrz w blisko 100-letniej historii rozgrywek ligowych w Polsce nie rozpoczął nowego sezonu od przegranej trzema golami”.

We współczesnej piłce, szczególnie tej rodzimej, naprawdę niewiele potrzeba, by z bohatera błyskawicznie zjechać do zera. Dlatego postanowiłem na wszelki wypadek uprzedzić wypadki, mając na uwadze, że kolejne przegrane mogą ten proces zdecydowanie przyspieszyć. Apeluję więc do wszystkich, którzy za chwilę zaczną zwalniać Nielsa Frederiksena z Lecha albo Adriana Siemieńca z Jagiellonii, by się jeszcze nie rozpędzali.

Pierwszy to najlepszy trener ubiegłego sezonu uhonorowany tak na ostatniej Gali Ekstraklasy przez samych jej piłkarzy, więc chyba powinni najlepiej wiedzieć kogo wybierają, w domyśle – byle kogo nie wybiorą. Drugi dostał tę samą nagrodę sezon wcześniej, a niedawno był nawet wymieniany, choć raczej w tle, jako potencjalny kandydat do objęcia reprezentacji Polski. Dajmy im szansę wyjścia z kryzysu, bo niewątpliwie ich drużyny w takim się znajdują, co stanowi jedną z najważniejszych umiejętności w trudnym trenerskim fachu. A swoją pracą zdążyli udowodnić, ze trochę na wykonywanym fachu się znają.

W kadrach obu klubów powstały potężne zawirowania związane z transferami i kontuzjami, więc wypowiedź Siemieńca o jego Jagiellonii, że „dziś jeszcze nie jesteśmy drużyną”, trudno uznać za pozbawioną sensu. Ma szansę zdobyć teraz bezcenne doświadczenie, by z tej kadry jaką posiada znów stworzyć drużynę, co zresztą po przegranym pierwszym meczu obiecał.

I jeszcze na koniec o Janie Urbanie, nowym selekcjonerze reprezentacji. W zalewie tekstów i komentarzy po jego wyborze już trafiłem na jeden, w którym pojawiła się wzmianka o szykowanej przez niego „rewolucji”. Nawet nie będę próbował rozwijać tematu, nie tylko dlatego, że Urban na czwartkowej prezentacji jednoznacznie zakomunikował, że żadnej rewolucji nie będzie! Czy w mediach już zaczęła się „pompka”, czyli podkręcanie tekstów mające zwiększyć klikalność? Pewnie tak, więc apeluję do czytelników o rozsądek, którego na szczęście, nie brakuje nowemu selekcjonerowi. Nie dajcie się nabrać na te tanie chwyty.

A Urbanowi i sobie życzę, by po wrześniowych meczach reprezentacji nadal pojawiały się o nim w mediach takie teksty, jak pojawiają się (jeszcze) po nominacji na selekcjonera.

▬ ▬ ● ▬