Jednak przeklęte

Pogoń Szczecin przegrała pierwszy mecz trzeciej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji Europy z belgijskim KAA Gent 0:5. Nie tak musiało być?

Na pewno miało być ciężko, nawet bardzo. Po losowaniu rywali dla czterech polskich drużyn w trzeciej rundzie europejskich pucharów nie miałem wątpliwości, że Pogoń trafiła najgorzej. Nie przypuszczałem jednak, że jej najtrudniejszym rywalem nie będzie drużyna... belgijska. Po pierwszej połowie przegrywała 0:4 i to przegrywała niestety sama ze sobą.

Pogoń mogłaby posłużyć za ilustrację nieśmiertelnego Prawa Murphy'ego – jeśli coś może pójść źle, to z pewnością pójdzie. Właściwie źle poszło wszystko, co mogło, a nawet więcej.

Gdy gra się z przeciwnikiem o znacznie większym potencjale, jakim niewątpliwie jest Gent, by marzyć o przyzwoitym wyniku, trzeba zagrać na optymalnym poziomie, co oznacza, że wręcz bezbłędnie. Do tego niezbędne jest jeszcze trochę szczęścia. W przypadku Pogoni w środowy wieczór wszystko wyglądało dokładnie odwrotnie. Cztery stracone bramki w pierwszej połowie były właściwie czterema prezentami zawodników szczecińskiej drużyny. Niech każdy obejrzy dodany do tekstu filmik, by sobie wyrobić pogląd na ten temat.

Antybohaterem meczu został już okrzyknięty w mediach bramkarz Bartosz Klebaniuk, który dwie bramki zwyczajnie podarował rywalom, a zawinił też przy trzeciej. To był dopiero jego drugi występ w europejskich pucharach. Każdy bramkarz musi swoje „szmaty” puścić, taka praca, by zdobyć potrzebne doświadczenie. Szkoda, że zdobył je w tak ważnym dla Pogoni meczu.

Klebaniuk stanął w bramce, ponieważ nie mógł zagrać kontuzjowany Dante Stipica. Przypomniała mi się od razu taka sama roszada w ubiegłym sezonie, choć z zupełnie innego powodu:

„Po raz pierwszy zwróciłem uwagę na Bartosza Klebaniuka (...) przy okazji meczu ligowego Pogoni z Legią w Warszawie. Wtedy zupełnie niespodziewanie znalazł się w wyjściowym składzie zaliczając ligowy debiut. Był to wręcz sensacyjny występ, bowiem szwedzki trener drużyny Jens Gustafsson dając zagrać 20-letniemu Polakowi, posadził na ławie Chorwata Dante Stipicę, kończąc w ten sposób jego imponującą serię, od 2019 roku, 114 kolejnych meczów w Ekstraklasie!

Podejmując tak niespodziewaną decyzję postanowił pomóc Klebaniukowi, który w spotkaniu w Pucharze Polski z Rekordem Bielsko-Biała kilka dni wcześniej popełnił poważny błąd pozwalając sobie strzelić bramkę niemal z połowy boiska. Pomógł z pewnością, bo młody bramkarz w Warszawie bronił bardzo dobrze (między innymi obronił rzut karny), więc miał okazję szybko odbudować się mentalnie. A skoro się odbudował, skoro nie popełniał wyraźnych błędów, Gustafsson dalej na niego stawiał, w Szczecinie w trzecim kolejnym ligowym meczu”.

Ciekawe, czy w najbliższym w niedzielę z Radomiakiem też postanowi mu pomóc i pozwoli się odbudować stawiając w bramce?

Niestety w najgorszy możliwy sposób sprawdziło się to, czego obawiałem się przed tygodniem nie dając się ponieść euforii po udanych meczach polskich drużyn w drugiej pucharowej rundzie kwalifikacyjnej:

„Nie odtrąbię jeszcze odejścia w niepamięć „przeklętych europejskich pucharów”, które zdecydowanie dołująco wpływały na nastrój na początku sezonu przez wiele, wiele lat. I żeby nie wpłynęły tak za tydzień we wspomnianej trzeciej rundzie kwalifikacji, chciałbym zwrócić na coś uwagę. W sześciu meczach w obu rundach wspomnianych rozgrywek [Ligi Konferencji Europy] polskie drużyny straciły 10 bramek, w żadnym nie zachowując czystego konta!”

Płynął z tego oczywisty wniosek:

„Jeśli będą dalej tak łatwo je tracić, obawiam się, że w czwartej rundzie kwalifikacji w komplecie się nie zameldują”.

Wniosek z pewnością niezbyt odkrywczy, ale można już stwierdzić, że niestety trafny, nawet bez czekania na rewanżowy mecz Pogoni za tydzień w Szczecinie.

▬ ▬ ● ▬