Jak rozstać się z klasą?

Fot. Trafnie.eu

W kończącym się tygodniu cieszyłem się, że mój rodak jest wciąż poza... kadrą. A najbardziej zaimponował mi ten, który w Polsce już nie pogra.

Nie on skupiał jednak uwagę w ostatnich dniach. Wydarzeniem były oczywiście mecze w europejskich pucharach. Po zimowej przerwie wróciła przecież Liga Mistrzów (w połowie) i Liga Europejska. Zanim zobaczyłem jak w tej pierwszej angielskie drużyny miażdżą rywali, obejrzałem w telewizji Sky News materiał o nowym kontrakcie telewizyjnym dla Premier League.

Dwa z siedmiu pakietów są jeszcze do kupienia, a sumy liczone w miliardach funtów podobno mniejsze niż za poprzedni okres, ale i tak gigantyczne. Po takim wstępie łatwiej było zrozumieć dlaczego Manchester City zlał strasznie (4:0) FC Basel, a Liverpool jeszcze bardziej (5:0) FC Porto. Oba zwycięstwa odniesione na wyjeździe pokazują siłę Premier League budowaną w znacznej części za pieniądze z transmisji telewizyjnych. Remis Tottenhamu Hotspur z Juventusem w Turynie też potwierdza ów wniosek.

Ciekawy jestem kiedy angielskie drużyny, które awansowały do fazy pucharowej w komplecie, potwierdzą swą moc w samej końcówce Ligi Mistrzów. Czyli – kiedy ją wreszcie wygrają? Jeśli dobrze liczę, ostatni raz udało się to przed sześcioma laty Chelsea. Na razie to tylko jazda próbna przed startem w prawdziwym wyścigu, z silniejszymi rywalami, w następnych rundach.

Śledząc wyniki Ligi Europejskiej najbardziej intrygowali mnie ci, których w niej… zabrakło. Patrzę kto załapał się do fazy pucharowej – drużyny z Danii, Szwecji, Bułgarii, Rumunii, Austrii, Ukrainy… A dlaczego nie z Ekstraklasy? No jak się miały załapać z Polski, jak one grają w pucharach tylko latem?

Czy coś się zmieni? Wystarczy przeanalizować dwa polskie transfery związane z jednym klubem, by dojść do niezbyt ciekawych wniosków. Łudogorec Razgrad wyłowił w zimie z Ekstraklasy jednego z jej najlepszych strzelców Jakuba Świerczoka. Tak samo jak w lecie jednego z najlepszych defensywnych pomocników Jacka Góralskiego.

Obaj, tak sądzę, wybrali lepszy klub od tego, w którym wcześniej grali. To pierwszy nie za ciekawy wniosek, jak Ekstraklasa nie wytrzymuje konkurencji z ligą bułgarską, o silniejszych nie wspominając. A wygląda jeszcze mniej ciekawie, gdy weźmie się pod uwagę, że Góralski – jedna z najjaśniejszych postaci Ekstraklasy w ubiegłym sezonie, ciągle ma problemy z grą w podstawowym składzie drużyny z Razgradu.

Choć zabrzmi to dziwnie, najbardziej cieszą mnie problemy z regularnymi występami Arkadiusza Milika. Jego Napoli przegrało u siebie 1:3 z RB Lipsk w Lidze Europejskiej i prawdopodobnie pożegna się z rozgrywkami. Polak w tym meczu nie znalazł się w kadrze. I całe szczęście!

Jak czytam - „złe informacje dotyczące Milika”, dla mnie są one dobre. Oznaczają bowiem, że nie wróci tak szybko na boisko. Takie właśnie pojawiły się w ostatnich dniach. Wcale mnie nie martwi, że minął miesiąc, odkąd dostał pozwolenie na wznowienie treningów z pełnym obciążeniem, a nadal nie pojawił się na boisku w żadnym meczu. A wręcz cieszy, że jego powrót do gry trwa dłużej niż po zerwaniu więzadła w lewym kolanie, rok wcześniej. Dzięki temu istnieje nadzieja, że Milikowi nie przytrafi się trzecia poważna kontuzja trzeci rok z rzędu.

I na koniec o tym, który mi zaimponował, tak jak nie imponował w barwach Legii. Nigeryjczyk Daniel Chima Chukwu przestał właśnie być jej piłkarzem. Nazwano go jednym „z największych niewypałów transferowych”. Dlaczego przeprowadzka do Warszawy okazała się katastrofą? Wyjaśnił sam Chukwu (za: se.pl):

„Nie mam pojęcia czemu aż tak źle to wyszło. Nie wiem. Pewnie potrzebowałem więcej czasu na adaptację, może trochę więcej zaufania. Przychodziłem z zupełnie innej ligi, z Chin. Adaptacja w zupełnie innym kraju zawsze zabiera trochę czasu. Przytrafiła mi się też kontuzja, nie szło to od samego początku. A potem jedna sprawa nakładała się na drugą. Nie grasz, tracisz zaufanie trenerów, które potem ciężko odzyskać. Nie chcę nikogo oskarżać, źle się to poukładało, może jednak trochę więcej szans gry by mi się przydało. Tyle, że to już przeszłość, zamknięty rozdział. Ale dla mnie było honorem zostać zawodnikiem Legii. Nawet jeśli na krótko i z nie najlepszym skutkiem”.

Gdy piłkarz opuszcza klub po zupełnie nieudanym okresie, zazwyczaj wylewa swe żale na cały świat. Bo gdy jest fajnie, wszyscy są fajni. Prawdziwy charakter człowieka poznaje się wtedy, gdy coś zaczyna się pieprzyć. Chukwu spieprzyła się kariera w Warszawie, a mimo to na pożegnanie pokazał klasę!

▬ ▬ ● ▬