Jak długo trzeba czekać na gwiazdy?

Fot. Trafnie.eu

Brazylia odniosła pierwsze zwycięstwo podczas mistrzostw świata pokonując Kostarykę 2:0. Najciekawiej było w doliczonym czasie gry, choć nie tylko.

Choć Kostaryka to ćwierćfinalista poprzednich mistrzostw, nikt nie miał wątpliwości kto ten mecz powinien wygrać. Bo mimo rozczarowującego remisu w inauguracyjnym spotkaniu ze Szwajcaria. Neymar i spółka są przecież jednym z głównych kandydatów do tytułu mistrzowskiego. Ale to teoria. Boiskowa praktyka bywa czasami znacznie bardziej bolesna.

Brazylia męczyła się strasznie. Obie bramki zdobyła dopiero w doliczonym czasie gry. Ta druga, strzelona została przez Naymara, dopiero w jego siódmej minucie! I z czterema punktami może teraz znacznie spokojniej czekać na ostatni mecz grupowy z Serbia, ale...

Marcon Urena, napastnik reprezentacji Kostaryki, stwierdził:

"Brazylia mnie rozczarowała. Próbowała przez dziewięćdziesiąt minut strzelić bramkę. Jak grasz przeciwko takiej drużynie, starasz się bronic, tak jak my robiliśmy, wykonując wielka robotę. Niestety nie wykorzystaliśmy sytuacji w pierwszej połowie. Mieliśmy także kolejną po strzele głową w drugiej. A z Brazylią musisz wykorzystać chociaż jedną".

Z argumentacją dotyczącą rozczarowania się nie zgadzam, ale muszę przyznać, że Urena to sympatyczny gaduła. W strefie udzielania wywiadów, zwanej oficjalnie po angielsku Mixed zone, odpowiadał chętnie na wszystkie pytania. Najpierw dorwali go miejscowi dziennikarze. Grał kiedyś w Rosji i bardzo płynnie mówi po rosyjsku. Potem długo udzielał wywiadów po hiszpańsku swoim rodakom. W końcu przyszedł czas i na tych zadających pytania po angielsku. Dla kontrastu bramkarz Realu Madryt Keylor Navas przemaszerował przez Mixed zone dając grzecznie, choć stanowczo do zrozumienia, że z nikim rozmawiać nie chce. Przywitał się tylko z jednym z redaktorów i odszedł.

Mixed zone to miejsce, w którym dziennikarze mogą porozmawiać z piłkarzami po meczu. Oczywiście, jeśli się uda. Można tam poczynić wiele ciekawych obserwacji. Przekonać się, który piłkarz jest normalnym człowiekiem, a który gwiazdorkiem zadzierającym nosa. Wystarczy dosłownie minuta, by wyczuć nastawienie drugiej strony.

Gdy wszyscy piłkarze z Kostaryki już dawno odjechali ze stadionu, dziennikarze wciąż czekali na asów z Brazylii. Pojawili się w końcu dwie godziny i piętnaście minut po zakończeniu meczu!!! I od razu wydawało się, że będzie to typowy przemarsz.

Tak dzieje się zawsze, gdy piłkarze nie chcą rozmawiać. Wtedy wychodzą z szatni razem idąc całą grupą przez Mixed zone. Ten sprawdzony sposób zaprezentowali Brazylijczycy. Powodem mogla być krytyka po ich pierwszym występie na mistrzostwach. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo przecież nie oglądam każdego ich meczu na żywo.

Szli raźnym krokiem. Po drugiej stronie oddzielającego ich płotku niektórzy dziennikarze próbując za nimi nadążyć wręcz błagalnym tonem próbowali namówić brazylijskie gwiazdy choćby na jedno zdanie.

Neymar patrzył prosto przed siebie, na nic nie reagował. Inni też nie. Ale w końcu ktoś się zatrzymał. Kapitan Thiago Silva zaczął rozmawiać. Zaczęli tez Gabriel Jesus i Philippe Coutinho. Stanął bramkarz Alisson i jeszcze kilku graczy. Tylko tylu.

Thiago Silva odpowiadał nawet po włosko, co należy do rzadkości wśród brazylijskich piłkarzy, bo do mówienia w innych językach się nie palą. Nawet nie znając jeżyków można było z grubsza zrozumieć, co mówi Thiago Silva. Że presja pod jaką grają, jest naturalna. Szczególnie dla niego, jako kapitana.

I jako kapitan ostatni opuścił Mized zone przeznaczona dla prasy i radia. A dziennikarze przekonali się, że na brazylijskie gwiazdy trzeba nie tylko długo czekać, ale nie warto ich też za bardzo krytykować, bo potrafią brutalnie pokazać miejsce w szeregu.

▬ ▬ ● ▬