Gwiazdy w cieniu gwiazdy

Fot. Trafnie.eu

Mediolan czeka na finał Ligi Mistrzów. Piątek był w stolicy Lombardii upalny. Gorąco, dosłownie i w przenośni, powinno być też w sobotni wieczór.

Jeszcze przed kilkoma dniami narzekałem, ze trudno było zauważyć w mieście jakieś oznaki zbliżającego się meczu Realu z Atletico Madryt. Teraz odwrotnie – trudno od niego uciec. UEFA zorganizowała w samym centrum Mediolanu festiwal Ligi Mistrzów, czyli imprezę dla kibiców z różnymi atrakcjami.

Dla każdego coś miłego – trochę występów muzycznych, możliwości zrobienia pamiątkowych fotek i sprawnościowych ćwiczeń w kopaniu piłki. Czyli jak sport z gatunku... ekstremalnych. Przy panującym upale i tłumach kibiców, trzeba mieć ambicję, samozaparcie i końskie zdrowie, by się do wszystkiego dopchać.

Nawet to nie wystarczyło większości, by dostać się do wnętrza zamku Sforzów, gdzie zbudowano niewielkie boisko, na którym odbył się pokazowy mecz dawnych gwiazd. Cafu, Matthaus, Karambeu, Zambrotta, Roberto Carlos, Figo... i jeszcze kilku innych udowodniło, że są jak wino. Szczególnie dwóch Brazylijczyków – Cafu i Roberto Carlos – szybko stało się ulubieńcami widzów. Trudno się dziwić, bo obaj pokazali, że jeszcze w wielu drużynach na pewno by sobie poradzili.

Przed sobotnim finałem odbyły się w piątek tradycyjne oficjalne konferencje prasowe. Obie tradycyjnie były raczej nudne. Gdyby dać wiarę temu, co na nich mówiono, największą gwiazdą finału powinien być Casimiro. Kto wie, może będzie?Trener Atletico Diego Simeone w odpowiedzi na jedno z pytań wychwalał gracza rywali jako tego, który „robi różnicę”. Na kolejnej konferencji w samych superlatywach wypowiadał się o swoim rodaku obrońca Realu, Marcelo.

Na chwilę zrobiło się nieco ciekawiej, gdy dziennikarze próbowali sprowokować obu trenerów. Jeden poprosił Simeone, by skomentował słowa Ronaldo o grającym anty-futbol Atletico. Pan trener ze spokojem odrzekł, że przyjmuje z pokorą tę wypowiedź, bo piłka jest jak religia i polityka – każdy ma swoją opinię na jej temat.

Z kolei na konferencji Zinedine Zidane wrócił jego koszmar – Włoch Marco Materazzi. Podobno powiedział, że będzie wspierał Francuza w finale i bardzo go chwalił jako trenera. Ten migał się jak mógł, by odpowiedzieć na pytanie, nie mówiąc nic konkretnego o Materazzim. Na końcu więc dodał:

„Przepraszam, ale miesza mi się hiszpański i włoski...”

Piłkarze zaliczyli po oficjalnym treningu. Wszyscy wyglądali na bardzo zrelaksowanych. Za wyjątkiem jednego grajka – Cristiano Ronaldo. Po każdym swoim zagraniu odbiegającym od ideału ostentacyjnie okazywał niezadowolenie gestami i słowami. Gdy oddał niecelny strzał, wrzasnął - „puta”. Kto chce, niech sobie przetłumaczy.

Ale to nie Portugalczyk był gwiazdą wieczoru na San Siro. Niespodziewanie stał się nim amerykański gwiazdor filmowy Richard Gere. Gdy zawodnicy Realu skończyli trening, zrobił sobie z nimi kilka pamiątkowych fotek. Mam nadzieję, że Ronaldo jakoś przeżył fakt, że ktoś na płycie boiska przyciągał więcej uwagi niż on.

▬ ▬ ● ▬

Galeria