Gole jak z bajki i piłkarskich jaj

Światowe telewizje powinny pokazywać bramki zdobywane w ostatniej kolejce w Ekstraklasie. Choć największe zainteresowanie wzbudziły te, które nie… padły.

Najpierw laurka dla Przemysława Kaźmierczaka, bo na taką zasłużył zdecydowanie. Za bramkę dla Śląska w meczu z Pogonią w Szczecinie. Przyjął piłkę na piersi i strzelił pod poprzeczkę przewrotką. Koordynacja ruchowa, orientacja na boisku, błyskawiczne podjęcie decyzji, uderzenie – wszystko było perfekcyjne. Gol – marzenie! I nawet się z niego nie cieszył. Mógł, ale nie chciał, bo kiedyś przez trzy sezony był piłkarzem Pogoni.

To nie pierwsza bajkowa bramka Kaźmierczaka. Pamiętam inną, z wiosennego spotkania z Ruchem w Chorzowie, po uderzeniu z kilkudziesięciu metrów. Też wszystko zrobił perfekcyjnie, od przyjęcia piłki, aż po jej uderzenie. Gdy patrzę na takie popisy mam ochotę zapytać – dlaczego człowieku nie grasz co tydzień tak, jak strzelasz? Już dawno byśmy cię w Ekstraklasie nie oglądali.

Może następnego artystę będziemy długo oglądali w polskiej lidze właśnie ze względu na strzelane bramki. Thomas Phibel zaliczył trafienie, które nadaje się do programu „piłkarskie jaja”. Uderzył nie za mocno, ale precyzyjnie zza pola karnego. Niestety w kierunku bramki Widzewa, którego barwy reprezentuje. Strzał był celny, więc zdobył wyjątkowego „swojaka”.

Dodał do niego też nieformalną asystę przy kolejnym golu Górnika, gdy gonił piłkarza, który go zdobył, i oczywiście nie dogonił. Wtedy bramkarz Maciej Mielcarz posłał mu spojrzenie, którego nie życzę najgorszym wrogom. Trudno się dziwić. Przy wcześniejszej bramce pokazywał Phibelowi gdzie ma zagrać, a ten posłał piłkę dokładnie w przeciwnym kierunku.

Ja bym jednak wziął w obronę zawodnika z Gwadelupy. Jak mu się mają nie mylić bramki, kiedy nie ma głowy do grania w piłkę? Od kilku tygodni zajmuje się przede wszystkim szukaniem innego klubu, by w wolnych chwilach pojawiać się na boisku.

Już miał być zawodnikiem Crystal Palace, beniaminka Premier League. Ale widocznie trenerzy tego klubu oglądają te same mecze co ja. Jak się naczytam pochwał o nim, obejrzę następny, a tu dramat. Ten sobotni z Górnikiem właśnie do takich należał. Na pewno z podobnymi ocenami nie zgadza się agent Phibela, który właśnie proponuje go Metalistowi Charków. Widzew już zapowiedział, że na żadne testy się nie zgadza. Więc albo znów będzie ciekawie, albo znów śmiesznie.

Teraz będzie śmiesznie tylko z pozoru, o meczu w Chorzowie. Czyli będzie o bramkach, które nie… padły. Legia przegrała z Ruchem 1:2, co uznano za sensację czwartej ligowej kolejki. „Nie graliśmy źle, ale nic nie chciało wpaść” – tak porażkę podsumował Jan Urban. Panie trenerze, Molde też nie grało źle z Legią, ale nic mu nie chciało wpaść. A kto walczy dalej w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów? Dopóki nie zmienią przepisów, ten któremu „nie chce wpadać” gra źle. Lepiej to zapamiętać i brzydko wygrywać, niż pięknie przegrywać. Czego panu życzę już w najbliższym meczu ze Steauą.    

 ▬ ▬ ● ▬